sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 8 - Zakazane piętro

      Wyglądało jak ogromna kwatera przystosowana dla sześciu osób. Kominek po prawej stronie, a w nim palenisko z płonącym wesoło ogniem, a naprzeciw dwa okna z zasłonami i firanami. Meble były w przeróżnych gatunkach. Stoliki, stołki, krzesła i jeden duży stół również. Były też pufy oraz sześć foteli rozstawionych przy kominku. Był też stolik do kawy. Po lewej stronie stały drzwi do łazienki, a inne do biblioteki i eliksirów. Było też pomieszczenie do pojedynków, w którym były różnego rodzaju narzędzia do walki, a także przyrządy atletyczne. Za to wszystkie pomieszczenia pomalowane były na różne kolory.
- Ale tu jest fajnie! - zawołał Scott, a jego oczy lśniły żywym ogniem. Chodził od pomieszczenia do pomieszczenia podziwiając wszystko
- Cudownie! - pisnęły Jessica i Kate , gdy zobaczyły bibliotekę.
- Mnie się podoba. - powiedziała Madle wzruszając ramionami.
- Nawet tu ładnie - stwierdziła Yve.
- Całkiem, całkiem. - zakończyła Agnes.
- Co będziemy tu robić? - spytała Kate.
- No właśnie... - odezwał się Scott odkładając sztalugi, które podnosił. - ...Co będziemy tu robić? - Madle uśmiechnęła się tajemniczo.
- Po pierwsze: Ja, Agnes i Yve wiemy więcej niż inni, co oczywiście, wiecie. - zaczęła Ruda.
- Ale wciąż nie wiemy o, co w tym chodzi? Co dokładnie wiecie? - dopytywała się Jesi.
- Już wyjaśniamy. Po pierwsze: znamy losy wszystkich hogwarczyków. Czyli co się z nimi stanie, a dokładniej: np. jaki czeka ich los, albo kiedy umrą czy jaka jest ich przyszłość. Przede wszystkim mamy na myśli Harry'ego, Rona i Hermionę, a także rodzinę Rona Weasley'a. Mamy na myśli także rodzinę Riddle'ów i Gauntów. Rodzina Potterów i Gauntów są ze sobą ściśle związani. Gdybyśmy obserwowali rodzinę Gauntów od początku, czyli od ojca po wnuka zrozumielibyście co mamy na myśli. - objaśniła Madle.
- Stop. Chcesz nam dać do zrozumienia, że Sami-Wiecie-Kto ma coś wspólnego z Harrym Potterem? - spytała Kate.
- Więcej... - odezwała się Jessica. - …Sami-Wiecie-Kto zabił jego rodziców, a jego oszczędził nie wiadomo dlaczego. - odparła.
- Nie do końca... - odezwała się Yvonne kręcąc głową.
- Jak to? - spytali zgodnie ich rodzeństwo.
- Tu my wkraczamy i wam wyjaśnimy szczegóły oraz dopowiemy poszczególne sprawy. - objaśniła Ślizgonka.
- A możecie nam o tym mówić? - spytał Scott.
- Jasne, że możemy, gdyż wy nie jesteście postaciami J.K., która napisała powieść o Harrym. To długa historia i prosimy was byście nas o to nigdy przenigdy nie pytali. - prosiła Madle. Cała trójka popatrzyli po sobie, a potem na dziewczyny.
- Zgoda. - powiedzieli jednocześnie.
- Dobrze. - odezwała się Yvonne.
- Najpierw zaczniemy od pierwszego roku. - oświadczyła Madle.
- Posłuchajcie... - tu Agnes wraz z przyjaciółkami opowiedziały co się wydarzy na pierwszym roku. Zajęło im to około pół do godziny.
Potem zaproponowały im by codziennie ćwiczyli różne rzeczy jak np. mięśnie czy naukę albo pojedynki czy choćby robili doświadczenia z eliksirami i tworzyli nowe zaklęcia. Madle jednak chciała stworzyć nowy eliksir dla Lupina, ale robiła to w tajemnicy przed nowymi przyjaciółmi.

~~*~~

      Mijał czas. Nasi bohaterowie starali się nie mówić Świętej Trójcy o Flamelu, ale i tak jakoś się dowiedzieli. Nastał kwiecień. Hagrid dostał jajo smoka. Dzieciaki pomagali mu karmić go (raczej JĄ), jednak i tak był już dość spory. W końcu musieli go oddać bratu Rona, Charliemu.
      Mijał kolejny czas. Nastały egzaminy. Pewnego dnia Yve powiadomiła przyjaciół, że coś się dzieje w umyśle Harry'ego. To oznaczało, że Gryfona bolała blizna, a to oznaczało, że Riddle jest niecierpliwy.
      Gdy egzaminy się skończyły poszli w nocy na trzecie piętro. Tu już Madle musiała się lekko wtrącić mimo ostrzeżeń przyjaciółek. Wysłała tylko sowę do Dumbledore'a z wiadomością, że Harry, Ron i Hermiona są na trzecim zakazanym piętrze i jest tam Voldemort w ciele nauczyciela Obrony. Nie napisała dyrektorowi, że ruszyła uczniom na pomoc. Pobiegła prosto do ostatniej komnaty, by mogła pomóc Harry'emu. Zdążyła w ostatniej chwili. Wokół był ogień, a Harry był w pułapce. Quirrell szedł ku chłopakowi z wyciągniętymi rękoma.
- Panna Beckett?! - zawołał profesor, gdy ją zobaczył.
- Madle! - zawołał Harry obejrzawszy się. Przeskoczyła przez płomienie, podeszła do chłopaka i pomogła mu wstać ze schodów.
- Nic ci nie jest, Harry? - spytała z troską.
- Nie. Tylko blizna mnie boli. - odparł.
- Nic w tym dziwnego. Voldemort tu jest... - szepnęła. - ...To twoje błogosławieństwo jak i przekleństwo. - oświadczyła.
- Nie rozumiem.
- Nie? Wyjaśnię ci. Wyczuwasz jego obecność poprzez ból blizny, Harry. - odparła.
- Beckett! - zawołał Quirrell. Ruda spojrzała na niego.
- Słucham, profesorze? - spytała z lekką obojętnością.
- Co tu robisz? - spytał.
- Chronię Harry'ego przed twoim panem. Wiem, że masz w sobie Voldemorta. Zdejmij ten głupawy turban i go pokaż. Wiem, że tam jest. Jest na tyle silny, by porozmawiać z nami. No dalej, zdejmij go. - nakazała. Quirrell chwilę się wahał, aż w końcu zdjął go i się obrócił.
- Skąd wiedziałaś? - spytał Harry. Zerknąwszy na nią. Ta uśmiechnęła się.
- Wiesz dlaczego.
- Więc mi powiedz... Beckett, tak? - rozległ się syczący głos Riddle'a. Ci spojrzeli na niego, a raczej jego twarz. Dość dziwnie wyglądało, że profesor stał tyłem do nich, a i tak była tam twarz.
- Tak. Nazywam się Madeleine Clarissa Beckett. - przedstawiła się.
- Rozumiem. Więc powiedz mi, panno Beckett, skąd wiedziałaś, że byłem w ciele Quirrella? - spytał Riddle.
- Obserwowałam przez cały czas profesora i Harry'ego odkąd przyszliśmy do szkoły. Zauważyłam, że Harry'ego często bolała blizna, zwłaszcza przez ostanie tygodnie i gdy był w pobliżu profesora. Jeśli chodzi o Quirrella to zauważyłam, że często wychodził w nocy. W Noc Duchów zmylił pościg za Trollem, a sam poszedł na trzecie piętro, by skraść Kamień Filozoficzny, ale Snape mu w tym przeszkodził, gdyż się domyślił co planuje. Jego turban był podejrzany i cuchnęło od niego czosnkiem i to było dziwnie podejrzane. Podczas pierwszego meczu quidditcha Gryfoni przeciw Ślizgonom Hermiona, moja i Harry'ego przyjaciółka, podpaliła szatę Snape'a i uciekła chyłkiem schodami i popchnęła przypaadkiem Quirrella przerywając wzrokowy kontakt obu mężczyzn, który mieli skupiony na Harrym. W ten sposób uratowała go. - wyjaśniła Madle.
- Rozumiem, a teraz słuchaj. Potter ma coś czego ja chcę. - oświadczył Czarny Pan.
- Wiem czego chcesz, Riddle! - zawołałam.
- Nie nazywaj mnie tak! - krzyknął.
- Bo co?... - spytała z drwiną Ślizgonka. - ...Kamienia Filozoficznego i tak nie dostaniesz za żadne skarby świata, choćbyś mnie torturował czy gwałcił i tak go nie dostaniesz! - zawołała tym razem głośniej, aż echo potoczyło się po komnacie.
- Zabij! - zawołał Voldemort do Quirrella wkurzony nie na żarty.
- Harry, kryj się i schowaj Kamień!... - krzyknęła Madle do Gryfona. Jednak profesor rzucił się na Harry'ego. - ...HARRY!! - krzyknęłam. Za późno. Mężczyzna już leżał na Harrym dusząc go. Dziewczyna myślała chwilę.
- "Harry, dotknij go. Jest połączony duszą i ciałem z Voldemortem. Twój dotyk będzie go ranił" - przekazała mu telepatyczną informację. Gdy otworzyła oczy zobaczyła jak Harry dotyka Quirrella. Ten wrzeszczał:
- Co to za czary?! - i po chwili Voldemort woła:
- Kamień jest na schodach!! - krzyknął. Jak jeden mąż wszyscy spojrzeli w kierunku schodów, gdzie leżał Kamień, po czym na Riddle'a, a potem na Harry'ego.
- Harry, dotknij twarzy Quirrella!! To zabije profesora! I wytrzymaj! - zawołała. Harry tak zrobił. Chwilę potem całe ciało mężczyzny zamieniło się w proch, a jego szaty opadły.
- Uff! - ulżyło chłopakowi, ale Madle była nie spokojna. Patrzyła na resztki profesora. Harry podszedł spokojnie do Kamienia leżący na schodach.
- HARRY!... - ryknęła. Znowu było za późno. Widmo Riddle'a przeleciało przez Pottera, a on upadł i zemdlał. Zdążyła go chwycić w locie. - ...Harry! Harry! Obudź się!... - prosiła. - ...Nie... Obudzisz się, proszę... ech... - w tym momencie przybiegł profesor Dumbledore.
- Co mu się stało? - spytał.
- Spóźnił się pan... - szepnęła przez łzy. Podałam go profesorowi. - ... Nic mu nie jest. Tylko zemdlał. Obudzi się za trzy dni... - powiedziała wstając nie patrząc na niego. - ...Przepraszam, że pana nie posłuchałam i poszłam go ratować. Chciałabym zostać sama. Do widzenia. - pożegnała go. Już robiła krok na schodach, gdy sobie coś przypomniała. Obejrzała się i powiedziała: - ...Profesorze?
- Tak, panno Beckett?
- Musi pan powiedzieć Harry'emu o przepowiedni dotyczącej jego i Voldemorta. Niech pan się nie zasłania jego wiekiem. To nic nie wskóra. Będzie jeszcze bardziej wściekły na pana jeśli pan mu tego nie powie. Gdy Syriusz Black ucieknie z Azkabanu będzie to pierwszy znak zbliżania się do odkrycia prawdy sprzed jedenastu lat. Wiedz, profesorze, że prawdziwy zdrajca Potterów żyje i jest wciąż na wolności oraz jest bliżej niż myślisz. - oświadczyła i weszła po schodach zostawiając zaskoczonego profesora z nieprzytomnym Harrym.

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 7 - Kwatera i pierwsze lekcje

- Wejść! - rozległ się zimny, ale cichy głos. Więc weszła. Zrobiła niepewnie dwa kroki do środka. Mężczyzna spojrzał na nią z ukosa swymi czarnymi jak noc oczami.
- Ee... Przepraszam, profesorze za tak późną porę, ale odłączyłam się od grupy pierwszorocznych oraz nie znam hasła do Pokoju Wspólnego. Zostałam przydzielona do Slytherinu. Draco Malfoy i profesor Dumbledore mogą to potwierdzić. Jak pan chce to może pan ich zapytać przez sieć Fiuu, by nie iść przez całe piętra. - oświadczyła przymilnie.
- Podejdź, moja droga... - Powiedział łagodnym tonem co do niego wcale nie pasowało. Madle podeszła do biurka. Jego wzrok przeszywał ją na wylot. - ...Jak się nazywasz? - spytał.
- Madeleine Clarissa Beckett, profesorze. - przedstawiła się.
- Hm... To znane nazwisko i pochodzenia czystej krwi. - zamyślił się.
- Oczywiście, profesorze. Moja rodzina wywodzi się z rodu Gryffindor i Ravenclaw, ale nie którzy członkowie byli w Slytherinie. Mój wuj i tata tam byli. Słyszałam, że wuj Steve... - (od autorki: czytaj: stiw). - ...był w szeregach Śmierciożerców... - tu urwała, bo Snape zawołał:
- Przestań! Nikomu ani słowa!... - krzyknął na cały gabinet aż zabrzmiało echo. Dziewczyna zamilkła. - ...Chodź ze mną. - wstał i zaprowadził ją ku jednej ze ścian. Jak się okazało było to przejście do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. - ...Słuchaj: nikomu ani słowa o twoim wuju i to, kim był. Zrozumiałaś? - spytał. Rudowłosa patrzyła na niego przez równą minutę aż w końcu odpowiedziała:
- Pod jednym warunkiem. - szepnęła. Ten patrzył na nią przez chwilę.
- Nie będzie mi pani tu stawiać warunków, panno Beckett. - warknął zimnym tonem. Madle uśmiechnęła się i obrała inną technikę.
- Znam twój największy sekret, Severusie. - powiedziała śpiewającym tonem. Czarnowłosy mężczyzna zamarł na chwilę.
- O jakim sekrecie? - dopytywał się.
- Mówię o Lily Evans. Matce Harry'ego Pottera. Wiem, że od najmłodszych lat się w niej kochałeś pomimo, że byliście w różnych domach w Hogwarcie to nie przestawałeś jej kochać oraz. Gdy stałeś się sługą Lorda Voldemorta to chciałeś, by Dumbledore ją chronił, gdyż usłyszałeś początek treści przepowiedni i powiedziałeś mu. Lecz, któryś z przyjaciół Jamesa Pottera, który jest Śmierciożercą zdradził ich i posłał Riddle'a do nich by ich zabić, ale oszczędził chłopca pozostawiając mu bliznę. - oświadczyła.
- Skąd ty to wszystko wiesz? - spytał z przerażeniem.
- Severusie, Severusie... Ja i moje przyjaciółki znamy przyszłość całego Hogwartu. Nie możemy jednak wam wszystkiego powiedzieć. Więc jak? Podasz mi to hasło? - spytała. Severus wciąż w szoku wymamrotał:
- Szlama. - nagle przejście się otworzyło ukazując niskie sklepienie o zielonych barwach.
- Nienawidzę zieleni... - warknęła Madle widząc dużo owego koloru, a także i mroku. - ...Wolę niebieski i beż. Nie mam wyboru. - westchnęła.
- Jak to? - spytał profesor. Madle spojrzała na niego.
- To długa historia... - I weszła do środka. Rozejrzała się wokół. Gdy ściana za nią się zamknęła ruszyła ku pierwszej osobie jaką zobaczyła siedzącą przy stoliku. - ...Przepraszam, gdzie są dormitoria pierwszorocznych? - spytała. Chłopak, do którego się zwracała wyglądał na trzynaście lat, spojrzał na nią po czym pokazał na drzwi po prawej stronie obok okien. Poszła tam. Otworzyła je i zobaczyła dwie pary drzwi. Na jednej było napisane: "Chłopcy", a na drugiej "Dziewczyny". Otworzyła te drugie. Zobaczyła siedem par drzwi. Na każdym z nich był napisany rocznik. Weszła do pierwszego. Dormitorium dziewcząt pierwszego roku było wystrojone na kolor ciemnej zieleni i czerni. - "Ohydne kolory!..." - pomyślała Madle. - "...Muszę zmienić wystrój przynajmniej swojej części" - dodała. Weszła głębiej. Reszta dziewcząt zauważyły ją.
- Oto nasza zguba. - zadrwiła jedna z nich. Madle spojrzała na nią i westchnęła teatralnie.
- Gdzie byłaś? - spytała druga.
- A odkąd to jesteśmy na "ty"? - spytała drwiąco.
- Jaka pyskata. Jak się nazywasz, jeśli mogę wiedzieć? - spytała Pensy Parkinson jako trzecia się odzywając. Ruda spojrzała na nią spode łba.
- Beckett. Madeleine Clarissa Beckett. .. - przedstawiła się, po czym dodała. - ...Ty to pewnie Pensy Parkinson. Zgadza się? - spytała.
- Tak, to ja. Skąd mnie znasz? - zapytała.
- Wuj Steve mi o twojej rodzinie opowiadał. Sam również był Ślizgonem... - oświadczyła rozpakowując się. Postanowiła poczekać aż nabiorą do niej zaufania i dopiero wtedy zmieni wystrój. Chociaż z drugiej strony była trochę samolubna. Musiała być twarda, ale także nie tracić zimnej krwi oraz nie zapominać kim jest i o tym w jakim domu jest, a także by nie stać jednym z nich. Zimną i bezwzględną, która widzi tylko czubek własnego nosa. Musiała też pamiętać, by nie stanąć po stronie Riddle'a. - ...To będzie trudne. - szepnęła, gdy otuliła się kołdrą. Po kilku minutach zasnęła.

~~*~~

        Następnego dnia obudził ją czyjś szmer. Gdy otworzyła oczy okazało się, że to dziewczyny chodzą w tą i z powrotem po dormitorium szukając ubrań, więc i ona wstała. Wzięła z kufra swoją szatę i poszła do już wolnej łazienki. Wykonała poranną toaletę, a potem ubrała się w dzienną szatę szkolną z herbem Slytherinu po lewej stronie. Wzięła swoją szkarłatną różę i przyczepiła z lewej strony szaty. Wyszła z dormitorium i poszła do Wielkiej Sali. W Sali Wejściowej zobaczyła Draco i jego goryli Crabbe'a i Goyle'a.
- Cześć, Draconie. - pomachała mu i podchodząc do niego. Blondyn spojrzał na nią i uśmiechną się zawadiacko.
- Witaj, Madeleine. - przywitał ją.
- Idziemy na śniadanie? - spytała.
- Oczywiście. Chodźmy. - powiedział. Obok nich przeszła Yvonne z jakimiś dziewczynami. Obie przyjaciółki spojrzały na siebie. Madle chciała do niej podejść, ale ta dawała jej do zrozumienia żeby się nie kontaktowały i spotkały po lekcjach u profesor McGonagall. Nie wiedziała skąd zna język migowy, ale uznała to za znak, by usłuchać przyjaciółki. Poszła dalej z Draco na śniadanie mijając Puchonkę. Miała małe wyrzuty sumienia, że nie mogła otwarcie z nimi porozmawiać.
        Jedząc kanapki myślała o swoim prawdziwym życiu w realnym świecie. To, jak był dawniej. Nie martwiła się o nic. O żaden szczegół. Wszystko załatwiali za nią rodzice lub rodzeństwo. Jej to pasowało ze względu na jej chorobę, ale teraz,... jeśli się tak nad tym zastanowić to nie było miłe z ich strony. Była dla nich ciężarem lub kilogramem, który trzeba jak najszybciej zrzucić. Podniosła się nagle odrzucając to, co miała w ręku, wzięła od profesor McGonagall plan lekcji na cały tydzień dla pierwszorocznych i pognała do dormitorium i nie oglądając się na nikogo. Po drodze jednak wpadła na siostrę Yve. Kate.
- Prze... przepraszam... - wymamrotała.
- Nie, to ja przepraszam. Powinnam... Och! Madle! - zawołała. Madle spojrzała w górę i zobaczyła prawie identyczną kopię przyjaciółki.
- Kate, to ty. Przepraszam, że na ciebie wpadłam. Nie zauważyłam cię. - powtórzyła.
- Nic nie szkodzi. To moja wina. Zagapiłam się. A ty czemu biegłaś? - zapytała.
- Muszę iść po rzeczy do dormitorium. Mam zaraz lekcję Transmutacji. Poza tym Harry i Ron się spóźnią na lekcję i chcę to zobaczyć samej się nie spóźniając. - wyjaśniła.
- Rozumiem. To idź. Wiesz, że mamy iść do profesor McGonagall po lekcjach? - upewniła się ciemnowłosa.
- Wiem. Yv mi powiedziała. To ja lecę. Pa. - i pobiegła ku lochom żegnając się z Krukonką.
        Gdy znalazła się w lochach i wypowiedziała hasło wbiegła do Pokoju. Był tam kompletny rozgardiasz. Wszyscy się spieszyli na lekcje. Pobiegła do swojego dormitorium i wzięła odpowiednie książki na dzisiejsze zajęcia. Pierwsza była Transmutacja. Jak szybko przybyła, tak szybko wybiegła. Nie wiedziała jak to robi, ale biega szybciej niż inni. Przybyła pierwsza do sali przed resztą klasy. Usiadła w miejscu, gdzie usiądzie Hermiona. Ledwo to zrobiła, gdy przybyli uczniowie. Zajęli po kolei miejsca. Przybyła nawet profesorka i zadała im zadanie.
- Gdzie oni są? - spytała cicho Agnes siedząca obok Madle po dziesięciu minutach lekcji.
- Kto? - spytała.
- No, Ron i Harry, a kto. - odpowiedziała jej przyjaciółka.
- Nie mogą znaleźć sali ot-co... - zaśmiała się i pisała dalej coś na pergaminie. Rozejrzała się po sali i pomyślała przez chwilę, gdy nagle Madle usłyszała kroki. - ...Trzy... dwa... jeden. - Nagle do sali wpadli (do słownie) Harry i Ron. Naturalnie dostali ochrzan od profesor McGonagall, że się spóźnili. We dwie zaśmiały się w duchu. Nachyliła się do Hermiony. - ...Jakbym widziała Jamesa Pottera i jego kumpla Syriusza Blacka... - zaśmiała się. - ...Też byli takimi nicponiami. Wiecznie się spóźniali, bo, gdy była pełnia księżyca chadzali z Remusem Lupinem sobie w nocy, a następnego dnia byli niewyspani, więc się spóźniali. - dodała.

~~*~~

Mijały dni i kolejne lekcje...
        Nastała pierwsza lekcja eliksirów. Horror (według Harry'ego). Tutaj trzeba było trzymać język za zębami. Zanim jednak nauczyciel przyszedł Agnes zamieniła kilka słów z Hermioną:
- Mówię ci, jego peleryna jest jak skrzydła nietoperza. Minę ma straszną. Kamienną, a oczy jak dwa tunele, ale w głębi serca są uczucia, które ukrywa. W Harrym widzi zarówno Jamesa jak i Lily. Harry ma twarz jego ojca, ale oczy ma po matce i jej charakter. Uważam, że Snape powinien poznać jego serce. - oświadczyła. Miała coś jeszcze powiedzieć, ale nagle walnęły drzwi, co oznaczało, że przybył Mistrz Eliksirów. Mężczyzna najpierw przemówił swym cichym, ale wyraźnym głosem, a potem przepytał Harry'ego o trzy rzeczy. Jak było do przewidzenia Harry nie wiedział, a Hermiona tak. Blondynka się nie wtrącała tylko zapisywała odpowiednie rzeczy.

~~*~~

Od tego dnia minęły dwa tygodnie...
        Podano na tablicy ogłoszeniowej, że będą lekcje latania dla pierwszorocznych. Na nieszczęście, jak to powiedział Ron, mieli mieć je ze Ślizgonami. Gdy pierwszoroczni przybyli na murawę byli tam już inni uczniowie w tym Hanna Abbott i kilku innych Puchonów oraz Yvonne i paru Krukonów oraz jej bliźniaczka Kate, kilku Ślizgonów oraz Madle no i nasi Gryfoni w tym Madle. Gdy przybyła nauczycielka latania pani Hooch wszystkich ustawiła w równym rzędzie.
- Witajcie, uczniowie! - zawołała
- Dzień dobry, pani Hooch! - zawołali zgodnie.
- Witam na pierwszej lekcji latania... - popatrzyła na każdego z osobna. - ...Na co wy czekacie? Szybko stańcie po lewej stronie miotły, wyciągnijcie rękę nad miotłą i zawołajcie: "do mnie!"... - oznajmiła. Uczniowie wykonali jej polecenia. Dziwnym trafem, Madle, Yvonne i Agnes się udało. Miotła trafiła do ich rąk. Madle rozglądając się dookoła zauważyła, że była tylko nieliczną, którym się udało. Draconowi, Harry'emu i kilku innym i jej dwóm przyjaciółkom także się udało wezwać miotłę. Gdy już w końcu wszyscy mieli w ręku miotły nauczycielka się odezwała: - ...Gdy chwycie miotłę macie na nią wsiąść. Trzymajcie mocno, chyba, że chcecie zlecieć. Odepchniecie się mocno od ziemi, pochylcie się nad czcionnikiem i opaść łagodnie na ziemię. Miotły trzymać równo i obiema rękoma... - wyjaśniała im. - ...Na mój gwizdek... Trzy... dwa... - tu zagwizdała, ale w momencie sygnału miotła Neville'a uniosła się sama i poleciała w górę.
- O nie... - szepnęły jednocześnie Madle, Agnes i Yve.
- Agnes, zrób coś. - jęknęła jej w ucho Hermiona.
- Em... - tu kątem oka Madle napotkała morderczy wzrok Agnes dający do zrozumienia by milczała. - ...Ekhm... Wybacz, Hermi, ale w tym przypadku nie mogę. Neville sam musi, nie których rzeczy doświadczyć... - oświadczyła wymijająco widząc jak chłopak zahacza o jakiś posąg, po chwili spada zahaczając o pochodnię. Moment później spadł na ziemię. - ...Nic mu nie będzie. - powiedziała, gdy Hermiona wykrzyknęła jego imię. Pani Hooch podbiegła do chłopca i sprawdziła jego stan. Zacmokała i powiedziała:
- Złamany nadgarstek... - oświadczyła. - ...Do Skrzydła Szpitalnego. A teraz słuchajcie, jeśli kogoś zobaczę na miotle wyleci z Hogwartu zanim zdąży powiedzieć: "quidditch". - powiedziała groźnie i weszła do zamku.
- Widzieliście go? Gdyby tego tłuścioch tego nie zapomniał pamiętałby żeby lądować na tyłku. - mówił Malfoy biorąc do ręki niezapominajkę Neville'a. Wszyscy Ślizgoni uznali to za żart, ale nie Madle. Jej nie było do śmiechu.
- Oddawaj to, Malfoy! - zawołał Harry.
- Bo co? Niech sobie Neville znajdzie... - wskoczył na miotłę i okrążył ich, po czym dodał: - ...Może na dachu? - i uniósł się na kilkanaście stóp. Harry sprowokowany przez blondyna wskoczył na miotłę.
- Harry, nie można. Pani Hooch nam zabroniła, poza tym nie masz pojęcia jak się lata! - próbowała mu przemówić do rozsądku Hermiona. Jednak zielonooki wzniósł się w górę i lewitował tuż przed Malfoy'em. Nikt nie słyszał co tam się dzieje, ale tylko Madle wiedziała o czym rozmawiają. W pewnym momencie Malfoy rzucił przypominajkę prosto ku oknu McGonagall.
- On się zaraz rozbije! - jęknęła Hermiona, gdy zobaczyła jak Harry leci za niezapominajką.
- Wcale nie. Teraz patrz jak rodzi się najmłodszy Szukający w tym stuleciu. - szepnęła do Madle z uśmiechem na ustach. Wszyscy pierwszoroczni na murawie przyglądali się wyczynowi Pottera. Po chwili Harry miał już kulkę w ręku i zniżał się w dół. Gdy był już na trawie wszyscy pobiegli ku niemu chcąc go wyściskać, a szczególnie Gryfoni.
- To było coś niesamowitego!
- Gratuluję ci, Harry! - wołali jedno przez drugie. Nagle rozległ się głos nauczycielki Transmutacji:
- Harry Potter!... - zawołała. Ten spojrzał na nią. - ...Za mną! - więc poszli.
        Tymczasem Agnes wraz Hermioną poszłyśmy do Pokoju Wspólnego i usiadłyśmy w kącie.
- I co teraz będzie z Harrym? - spytała Hermiona. Blondynka pokręciła głową.
- Nie martw się. Pamiętasz co mówiła Madle, gdy Harry leciał za niezapominajką? - spytała.
- Mówiła: "Teraz patrz jak rodzi się najmłodszy Szukający w tym stuleciu." - wyrecytowała.
- No i? - spytała chcąc, by sama do tego doszła. Chwilę myślała aż zawołała:
- To by znaczyło, że Harry znajdzie się w drużynie Gryffindoru i będzie najmłodszym zawodnikiem w tym stuleciu?! - pisnęła.
- Zgadza się... - odparła. - ...Chodź na obiad. Pewnie tam są chłopaki... - powiedziała wiedząc doskonale, że będzie tam też Draco i Madle ze swoimi "gorylami" chcąc znowu sprowokować Harry'ego. Tak więc obie poszły do Wielkiej Sali. Było jednak trochę za późno, gdyż był tam już Draco z Crabbe'm, Goyle'em, a także Madle, która tylko stała na uboczu obserwując ich. Stali tuż przy naszych Gryfonach. - ...No nie... - szepnęła i już miała iść, gdy Hermiona ją powstrzymała.
- Nie możesz tam iść. Powiedziałaś, że każdy ma sam doświadczyć, niektórych rzeczy. - wyszeptała.
- Och, no tak... Ale dziś Harry i Ron pójdą na pojedynek do sali trofeów, by się pojedynkować z Malfoy'em. Malfoy z pewnością ostrzeże Filcha, że coś ma się tam stać. Muszę tam iść i ich ostrzec!... - postanowiła i poszła wyrywając się Hermionie, gdy tylko zauważyła, że Draco sobie poszedł. - ...Hej, chłopaki muszę z wami pogadać. - zaczęła.
- A o czym? - spytał Ron zerkając na nią z ukosa.
- Chodzi oto co wam mówił Malfoy. Macie się z nim spotkać w sali trofeów dziś o północy, prawda?... - spytała. Obaj chłopcy spojrzeli po sobie zaskoczeni. Teraz wtrąciła się Madle mówiąc:
- Nie czas na wyjaśnienia "skąd Agnes to wie" ważne jest to, że Malfoy powiadomi Filcha o tym wypadzie. Nie będzie chciał się z tobą pojedynkować, Harry. Jednak... - tu ściszyła głos. - ...jeśli dziś we trójkę wyjdziecie i pójdziecie na trzecie piętro dowiedziecie się kto pilnuje paczuszki, która była ukrywana przez jakiś czas w Gringocie w skrytce nr 713. Przez najbliższy rok Dumbledore oraz nauczyciele będą was uczyć jak przejść przez przeszkody chroniące ową paczuszkę. Wystarczy znać te przeszkody i po kłopocie. - oznajmiła.
- Ale skąd wy to wiecie? - spytał Harry.
- Nie możemy wam jeszcze tego powiedzieć. Musicie nam najpierw zaufać, a jeśli my wam zaufamy to może wam kiedyś powiemy. - odparła Agnes.

~~*~~

Po 15-stej...
        Zaraz po zajęciach Kate, Scott, Jessica, Agnes, Madle i Yvonne poszli do gabinetu profesor McGonagall. Zapukali do drzwi.
- Proszę wejść. - odezwał się kobiecy głos. Więc weszli.
- Och, to wy. Witajcie. Profesor Dumbledore poinformował mnie o wczorajszej prywatnej rozmowie między nim a panią, panno Beckett. Nie wyjaśnił dlaczego chcecie mieć prywatną kwaterę już w tak młodym wieku. Prosił mnie bym zrobiła dla was taką. Chodźcie za mną. Zaprowadzę was do niej. - Wstała i wyszła, a oni za nią. Szli w milczeniu.
Dotarli na czwarte piętro.
- Mam pytanie. - odezwała się Madle.
- Słucham, panno Beckett?
- Czy to pomieszczenie nie jest przypadkiem nad kwaterą i gabinetem nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią? - zapytała.
- Owszem. Takie było życzenie panny McGray... - odpowiedziała spojrzawszy na nich. - ...Czy to wszystko?... - spytała. Przyjaciele spojrzeli na Agnes. - ...To dobrze. Teraz słuchajcie. Drzwi otwieraj się na dźwięk waszego głosu i hasła. - oświadczyła.
- Jakiego hasła? - spytał Scott.
- To już musicie ustalić z komputerem oraz wymyślić swoje hasło. Zostawiam was z tym. Do widzenia. - i odeszła. Wszyscy patrzyli jak odchodzi i skręca za róg korytarza. Spojrzeli na drzwi.
- Co robimy? - spytała Kate.
- Musimy wymyślić swoje hasła... - odparła Madle. - ...Muszą być to takie słowa lub wyrazy, których nikt się nie domyśli lub nie ośmieli się wymówić w przyszłości. - wyjaśniła.
- Mówisz o Voldemorcie? - spytała Agnes.
- Tak.
- Jakie macie propozycje? - spytała Yvonne. Madle rozejrzała się. Przy drzwiach zobaczyła mały ekranik. Podeszła do niego. Spojrzała na przyjaciół nie pewnie.
- Chyba mam myśl. - powiedziała na głos. Nagle rozległo się pikanie, a potem głos:
- Rozpoznano głos. Podaj imię i nazwisko oraz z jakiego pochodzisz domu hogwarckiego. - powiedział owy głos. Rudowłosa niepewnie popatrzyła na ekran i przedstawiła się:
- Madeleine Clarissa Beckett, jestem Ślizgonką. - przedstawiła się.
- Wpisz swoje hasło. - odezwał się ten sam głos. Madle myślała przez chwilę, aż w końcu wpadła na pomysł by wpisać tak banalne słowo jak "Brutus". - ...Wypowiedz je. - nakazał głos.
- "Brutus".
- Hasło zatwierdzone w danych. Witaj, panno Beckett. - oświadczył głos.
- Dzięki. Dobra, teraz wy. - powiedziała do towarzyszy. Reszta zrobiła to samo. Kate miała bardzo dziwaczne hasło, bo bardzo długie i dziwnie dające do myślenia.
- Katrine Melanie Angel. Jestem w Ravenclawie. - przedstawiła się.
- Wpisz swoje hasło. - powiedział głos. Dziewczyna wpisała go, a potem wypowiedziała:
- "Lśnisz jak gwiazda wśród gwiazdozbioru, a zachodzisz jak słońce na niebie" - wyrecytowała
- Hasło zatwierdzone w danych. Witaj, panno Angel. - oświadczył głos. Tak było z innymi.
W końcu, gdy wszyscy już wypowiedzieli swoje hasła nagle-niespodziewanie głos powiedział:
- Madeleine Beckett, Agnes McGray i Yvonne Angel proszę byście podeszły do drzwi i przyłożyły swoje biżuterie do drzwi wypowiadając te słowa: Res succeeix sense una raó. - wszystkie trzy zbliżyły się do drzwi każda ze swoją biżuterią. Przyłożyły ją do nich wypowiadając jednocześnie powyższe słowa:
- Res succeeix sense una raó. - nagle drzwi się otwarły ukazując piękne pomieszczenie...

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 6 - Przydział i pierwsze znajomości

      Szli między stołami wzdłuż Sali aż pod podium, gdzie stał stołek, na którym leżała stara i wyświechtana Tiara Przydziału. Przy stole prezydialnym siedzieli nauczyciele, w tym Dumbledore.
- Witam wszystkich... - zaczął dyrektor, gdy tylko się ustawili przy podium. - ...Chcę przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony. Magia na korytarzach także. Lista zakazanych przedmiotów jest w biurze pana Filcha. Dziękuję. - oświadczył, po czym usiadł. McGonagall cofnęła się dwa kroki, a ona zaśpiewała swoją piosenkę:


Może i nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał cały,
Tak mądrej nie znajdziesz Tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota?
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwartu są chwałą?
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!

Gdy Tiara przestała śpiewać profesorka wzięła jej koniec w rękę i oświadczyła:
- Gdy wyczytam nazwisko i imię dana osoba siada na stołku, a ja mu włożę na głowę Tiarę Przydziału, która wyznaczy wam wasze domy. Abbott, Hanna! - wyszła dziewczyna o drobnych lokach i usiadła na nim. Po paru chwilach zawołała:
- Hufflepuff! - Hanna usiadła przy stole Puchonów. Następnie nadeszła kolej na bliźniaczki Angel.
- Angel, Katrine! - zawołała profesorka.
- Ravenclaw! - zawołała Tiara. Po chwili nadeszła kolej na drugą bliźniaczkę. Jakie było zdziwienie naszych bohaterek!
- Angel, Yvonne! - rozległ się głos McGonagall.
- Hufflepuff! - zawołała Tiara. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i podeszła do stołu Puchonów. Usiadła obok Hanny. Nie długo potem nadeszła kolej na Madle.
- Beckett, Madeleine!
- Hm... Ciekawe... Bardzo ciekawe... Mnóstwo inteligencji i odwagi, ale też jesteś ambitna i pochodzisz z rodu czystej krwi. Niech będzie... Slytherin! - zawołała.
- Co?... - spytała w przestrzeń. Idąc ku stołowi Ślizgonów wśród całego tego zgiełku zerknęła ku Agnes i nagle przypomniała sobie: "Będziesz go śledzić"; "To ja będę go miała na oku. Ty będziesz mieć na oku Malfoy'a, a Yvonne, jeśli się powiedzie, Puchonów." Już rozumiała co miała na myśli jej przyjaciółka. Miały być w różnych domach, by mieć wgląd na każdy z domów, a tym samym na całą szkołę! No prawie, bo żaden uczeń nie wiedział co dzieje się wśród nauczycieli. W tym momencie usłyszały głos profesorki:
- McGray, Agnes! - zawołała kobieta. Najwyraźniej tak długo rozmyślała iż Hermiona i goryle młodego Malfoy'a już zostali przydzieleni.
- Gryffindor! - zawołała Tiara po chwili milczenia.
      Jeszcze kilka osób zostało przydzielonych aż w końcu dyrektor oznajmił wszystkim, że czas na posiłek. Zaczęli jeść. Konwersacja zeszła na temat rodzinny, gdy zaczęli jeść drugie danie. Wszyscy rozmawiali kto jest czystej krwi, a kto pół krwi.
      Przy stole Slytherinu wszyscy chwalili się, że są czystej krwi i nie kryli się przed tym.
- A ty, Beckett? Z jakiego rodu się wywodzisz? - spytał jakiś Ślizgon. Spojrzała na niego lekko zaskoczona, że pytają ją o zdanie.
- Ja... tego... Moja rodzina wywodzi się z rodu Ravenclaw i Gryffindor, ale były wyjątki, że nie którzy byli w Slytherinie jak mój wuj, mój tata i ja. Czyli, jak to mówią Mugole: Jesteśmy tzw. czarnymi owcami w rodzinie. Moja starsza siostra jest w Ravenclawie. - objaśniła.
- Miałaś po prostu szczęście. - odezwał się ktoś. Madle obejrzała się i zobaczyła Malfoy'a. - "Szlag! Musiał się odezwać! Nie mam wyboru, ale muszę dotrzymać słowa..." - pomyślała rudowłosa z zamkniętymi oczami.
- Naprawdę? - spytała spojrzawszy na niego lekko się uśmiechając.
- Tak. Jestem Draco Malfoy. Z kim mam przyjemność? - przedstawił się ująwszy jej dłoń.
- Miło mi. Ja jestem Madeleine Clarissa Beckett. Dla przyjaciół Madle. - przedstawiła się.
- Bardzo mi miło. - powiedział ucałowawszy jej rękę. Dziewczyna lekko się zarumieniła. Był niezwykle szarmancki. Może nie był taki zły? Może rzeczywiście Agnes miała rację, by go poznać z innej strony i go obserwować? A także mieć wgląd na stronę Śmierciożerców, ale żeby się nim nie stać musiała się naprawdę wysilić. Oby wuj jej namawiał ani sam Draco.
- Draco? Czy możesz mi opowiedzieć coś o sobie? - poprosiła Madle.
- A dlaczego?
- No bo,... chciałabym czegoś się dowiedzieć o rodzie, który jest tego samego pokroju co ja. Za pewne twój ojciec byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że zadajesz z osobą, która jest czystej krwi. - oświadczyła.
- No może masz rację... - powiedział. - ...Dobrze. Opowiem ci o osobie,... jeśli ty mi opowiesz coś o sobie. - odparł. - "...No to wpadłam! Muszę coś zmyślić i powiadomić Jesi, gdyby ją spotkał"
- No dobrze. Zgoda. Ty pierwszy. - poprosiła. Tak więc Draco opowiadał wiele rzeczy o sobie.

~~*~~

Tymczasem przy stole Puchonów...
      Yvonne zaprzyjaźniła się z Hanną i Erniem. Byli bardzo mili i przyjaźni. Bała się jednak o przyjaciółkę ze Slytherinu. Z jednej strony uważała, że nie był to dobry pomysł, by były w różnych domach, bo Madeleine nie mogła się powstrzymać od mówienia komukolwiek o przyszłości, ale z drugiej trzymała stronę Agnes, że tam najbardziej ona pasuje, i że oddzielnie wskórają więcej. Jednak same też muszą trzymać nerwy na wodzy i nie mówić nic. Czy im się powiedzie?

~~*~~

W międzyczasie dwa stoły dalej...
      Przy stole Gryffindoru odbywała się ożywiona dyskusja na temat nowej Ślizgonki. Madeleine Beckett. Ron był wściekły na Agnes, że trzyma stronę przyjaciółki. Za to Harry nie był pewien czy powinien dziewczynom ufać. Znał ich zbyt krótko, ale z tego co powiedziały ma słuchać ich wskazówek i im ufać.
- Ron, przestań już. To żadna tragedia, że Madle jest Slytherinie. Ja też o mały włos tam nie trafiłem. Poprosiłem jednak Tiarę, by mnie tam nie przydzielała. - oświadczył, czym zaskoczył przyjaciela.
- Posłuchaj, Ron... - odezwała się Agnes. - ...Zarówno ja, a także Yve oraz Madle specjalnie wybrałyśmy różne domy... - "I kto to mówi?" - pomyślała z ironią. - ...gdyż musimy mieć wgląd na każdy dom. My znamy przyszłość danego hogwarczyka od czasów samego Albusa Dumbledore'a aż do dziś. Wiemy dokładnie co się wydarzyło w przeszłości w czasach Voldemorta i rodziców Harry'ego. Możemy też powiedzieć wam co się wydarzy w ciągu najbliższych siedmiu lat, ale musicie nam obiecać, że każdego roku będziecie z nami korespondować poprzez listy lub krótkie rozmowy, lecz w tajemnicy. Jednak przede wszystkim musicie nam zaufać mimo różnicy domów. Nikt nie może się o tym dowiedzieć, a w szczególności Malfoy, poza nauczycielami. Nic, co wam powiemy nie może wyjść poza tereny Hogwartu. Jeśli chodzi o nauczycieli OPCM to inna bajka. Można zaufać wyłącznie nauczycielowi na waszym trzecim i szóstym roku, żadnemu innemu. - oznajmiła. Mówiąc to była bardzo przygnębiona.
- Stało się coś, Agnes? - spytała Hermiona po minucie milczenia.
- Ee, no cóż. Widzicie... Madle wie o was najwięcej z całej naszej trójki, ale nie potrafi się pohamować w mówieniu o waszej przyszłości i dlatego poradziłam jej, by zaprzyjaźniła się z Malfoy'em i jego kuplami. Wiedziałam, że i tak tam trafi. - oświadczyła.
- Wiedziałaś? Wiedziałaś, że Madle tam trafi? - spytał Harry.
- Cóż, tak. - odparła wzruszając ramionami.
- Jak? - dopytywała się Hermiona.
- Dzięki temu... - pokazała na swój wisiorek w kształcie serca, który nosiła na szyi - ...Ma on magiczne właściwości. Wiem co się wydarzy na przykład wciągu najbliższych kilku minut albo kilku dni. Jednak Madle wie i tak co się stanie danego dnia. Chciałam ją uchronić przed tobą Harry, bo, gdy przebywa w twojej obecności nie może się opanować i chce cię ostrzegać przed czymkolwiek i kimkolwiek, tak jak było w "Dziurawym Kotle", gdy cię ostrzegała przed profesorem Obrony Przed Czarną Magią, że mu nie można ufać, a Snape'owi tak. - wyjaśniła.
- Dlaczego profesorowi Quirrellowi nie można ufać? - spytał Harry.
- Do tego musisz już sam dojść, jednak powiem ci tylko, że to, czego szuka Quirrell jest na trzecim zakazanym piętrze oraz ma to związek ze skrytką 713 w Gringocie. Pomogą ci w tym przyjaciele. Więcej już nie powiem, chyba, że pojawią się ku temu okoliczności. - odparła.
- Rozumiem. - powiedziała Hermiona
- Uwaga, uczniowie. Czas iść do łóżek! Prefekci zaprowadzą pierwszorocznych do Pokoi Wspólnych. Dobranoc wszystkim. - oznajmił dyrektor. Madle popatrzyła w kierunku Agnes, a potem w kierunku Yvonne, a ta na Gryfonkę. Wszystkie trzy jak jeden mąż wstały i podeszły do dyrektora. Gdy stanęły przy stole prezydialnym Madle oświadczyła:
- Panie dyrektorze, chcemy o coś poprosić. - prosiła Agnes zanim Ślizgonka się odezwała.
- To ważne. - wtórowała Yvonne.
- Możemy na stronę? - spytała Madle pokazując na drzwi za stołem.
- Dobrze. - więc poszli. Po około minucie, gdy drzwi zostały zamknięte i byli sami Agnes zaczęła, gdyż Madle chciała już coś powiedzieć.
- Panie dyrektorze, chcemy, po pierwsze poprosić o prywatną kwaterę dla naszej trójki i naszego rodzeństwa. - prosiła.
- A dlaczego? - spytał starzec.
- Mamy swoje powody. - wyjaśniła Agnes
- Jesteśmy co prawda pierwszakami i pochodzimy z różnych domów, rodów a przede wszystkim z różnych miejsc w Anglii. Poznałyśmy się w "Dziurawym Kotle", gdy kupowałyśmy szkolne rzeczy. Zaprzyjaźniłyśmy się już w pociągu do Hogwartu i poznałyśmy bliżej. - dodała Yvonne.
- Mamy swoje powody, by mieć swoją osobistą kwaterę. Będą o tym wiedzieć tylko nauczyciele... - zakończyła Madle. - ...Chciałybyśmy poprosić by nie mówił pan o tym żadnemu profesorowi OPCM ani woźnemu. - dodała rudowłosa.
- Ale dlaczego? - zapytał.
- Bo im nie można ufać. - wyjaśniła Yvonne.
- Będziemy panu oraz Harry'emu i jemu przyjaciołom dawać wskazówki o przyszłości. Jednak będziemy tylko was naprowadzać, ale i tak do pewnych rzeczy musicie dojść sami. Rozumie pan? - spytała Madle.
- Dobrze. Idźcie już, bo się pogubicie. - przypomniał im.
- Racja. A co z kwaterą? - spytała Agnes.
- Zajmę się tym z rana. - odparł.
- Dziękujemy. Dobranoc, dyrektorze. - pożegnały go i wybiegły z pomieszczenia. Znalazłszy się na korytarzu zatrzymały się.
- Gdzie teraz? - spytała Agnes.
- Hm... - zamyśliła się. - …Agnes, ty musisz iść na siódme piętro i znaleźć portret Grubej Damy w różowej sukni. Musisz wypowiedzieć hasło: Caput Draconis, albo najlepiej znaleźć Percy'ego Weasley'a. Hej, mam myśl! Poczekaj... - Zdjęła broszkę i nacisnęła jeden z płatków. Po chwili pojawiła się mapa. - ...Odnajdź Percy'ego Weasley'a... - nakazała mu. Następnie pokazała się pana Hogwartu. Był na trzecim piętrze. - ...Mam go! Chodź!... - chwyciła ją za ramię i znalazły się w Sali Wejściowej. - ...Yve, ty idź tam. To jest piwnica Hogwartu. Odnajdź jakiegoś Puchona. Ma żółto-czarną naszywkę z borsukiem. Niech poda ci hasło. Dobranoc... - następnie pobiegła w kierunku głównych schodów ciągnąc za sobą Agnes. Pobiegły schodami. Gdy tam się znalazły Madle krzyknęła na cały głos: - ...HARRY!!! RON!!!! PERCY!!!TUTAJ, NA DOLE!!! - i pomachała ramieniem, by zwrócić na siebie uwagę.
- MADLE!!! AGNES!!! Co wy tam robicie?!? - zawołał Harry.
- Agnes, idź do nich i wyjaśnij, by nie krzyczeć i by nikt tego nie wiedział, no wiesz...
- Jasne. Ja lecę do lochów. - pożegnała się tuląc ją do siebie i poszła machając jej jeszcze i w końcu poszła.
Gdy znalazła się w lochach odszukała odpowiednią ścianę.
- Tego brakowało, że nie znam hasła!... - warknęła, po czym westchnęła. Myślała przez dobre kilka minut aż w końcu zdała sobie sprawę, że może jej pomóc Snape! Ale... gdzie jest jego gabinet? - ...Hm... No jasne! Mapa!... - chwyciła ponownie broszkę, nacisnęła ponownie jeden z płatków i powiedziała: - ...Odnajdź profesora Severusa Snape'a... - nakazała. Po chwili pojawiła mapa Hogwartu. Okazało się, że był w lochach. - ...Pokaż trasę od Pokoju Wspólnego Slytherinu do gabinetu Snape'a. - poprosiła. Moment potem pokazała się czerwona kręta linia tuż przed nią. Poszła za nią.
      Po około trzech minutach znalazła się przed gabinetem profesora. Przypięła różę do szaty i zapukała trzy razy...

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 5 - Mała "gafa", wuj i podróż do Hogwartu

          Opowiedzieli Harry'emu co się wydarzyło w Dolinie Godryka dziesięć lat temu. Oczywiście zaczął Hagrid, ale Madle dodawała swoje trzy knuty. Agnes chrząkała, by trzymała język za zębami, lecz jak to Madle - nie mogła się powstrzymać. W końcu Harry musiał iść, jednak Ruda zatrzymała go przy wyjściu.
- Harry, zaczekaj. Muszę cię ostrzec. - zawołała.
- Przed czym? - spytał ten.
- Nie "przed CZYM", ale "przed KIM"... - zaznaczyła ostatnie słowo. - ...Proszę cię byś uważał w Hogwarcie na profesora Quirrella. Pamiętaj też, że pozory mylą. Jeśli czarodzieje, którzy są dla ciebie mili nie znaczy to, że cię lubią. Mówię przede wszystkim o Voldemorcie i jego poplecznikach, a także nie których osobach w Ministerstwie Magii. Ostrożnie dobieraj przyjaciół, bo na początku wszyscy będą patrzeć na twoją bliznę i wytykać palcami, że "Patrzcie! To ten słynny Harry Potter, który pokonał Lorda Voldemorta". Czy coś w tym stylu. Oto moja rada najbliższe lata: Ufaj intuicji i swojemu sercu. Spotkasz w Hogwarcie pewnego profesora, który cię nie będzie darzył sympatią. Jednak powinieneś mu zaufać, gdyż on znał twoją matkę w dzieciństwie i się przyjaźnili zarówno w miasteczku, gdzie mieszkali jak i w Hogwarcie mimo tego, że byli w różnych domach, ale i tak się często spotykali. Twój ojciec go nienawidził głównie z tego powodu. Był zazdrosny o twoją matkę, że zbyt często się spotykają. - oznajmiła.
- Madle, dosyć już! - odezwała się stanowczo Agnes.
- Już kończę. - powiedziała.
- Nie. Ty już kończysz!... - oświadczyła ostro Agnes. - ...Zaraz mu powiesz o tym, że jeden z przyjaciół jego ojca ich zdra... - tu Agnes urwała zakrywając usta. - ...Gafa... - jęknęła. - ...Nic nie słyszałeś. - wymamrotała w kierunku Harry'ego, a Madle zachichotała. Teraz wtrąciła się Yve:
- Posłuchaj, Harry, wiemy o wielu sprawach na twój i twoich przyszłych przyjaciół temat oraz wielu hogwarczyków zarówno dawnych, obecnych, jak i przyszłych. Będziemy cię informować o tym, co powinieneś wiedzieć na danym roku. Nie powiemy ci jednak za dużo, bo to mogłoby zaburzyć twoją i twych przyjaciół oraz znajomych informacji, a to zakłóciłoby kontinuum czasoprzestrzenną i zmieniłybyśmy przyszłość. Będziemy cię tylko naprowadzać, na niektóre tropy, ale ty sam musisz dojść do pewnych rzeczy i twoi przyjaciele także. Sądzę, że to wszystko. Do zobaczenia w szkole, Harry. - pożegnała go Yvonne i wyprowadziła go bezceremonialnie z pubu zamykając drzwi, po czym oparła się o nie.
- To było coś. - uśmiechnęła się Madle. Yvonne oddychała lekko zdyszana, gdyż to, co powiedziała do Harry'ego mówiła bardzo szybko. Po chwili spojrzała na Madle i powiedziała lekko wzburzona:
- "Coś ty sobie myślała??" - zawołała w języku polskim chwyciwszy ją za ramię i pociągnąwszy do stołu. - "...O mały włos, a zdradziłabyś nas, a J.K. odesłałaby nas do Polski, zmodyfikowałaby nam pamięć i wróciłybyśmy do naszego wymiaru! A co gorsza znowu byłybyśmy chore!" - zawołała.
- "Ja... ja... przepraszam. Wiecie, że widząc Harry'ego i jego przyjaciół nie mogę się powstrzymać od ostrzegania go przed niebezpieczeństwem i opowiadaniem mu o różnych sprawach z nimi w Roli Głównej" - tu się rozpłakała.
- "A wiesz co będzie jak zaczniesz mówić Voldemortowi i jego sługusom o ich przyszłości?" - spytała Agnes ze złością. Madle jeszcze bardziej się popłakała.
          Tymczasem Jessica usiadła obok Madle i przytuliła chcąc pocieszyć. Mimo, że nie rozumiała ani słowa to mogła wywnioskować, że Yvonne i Agnes były wściekłe na jej siostrę. Tak wściekłe, że doprowadziły Rudą do płaczu. Widać było, że jej młodsza siostra jest załamana.
- Postaram się zapanować nad sobą. - oświadczyła tym razem po angielsku.
- Nad czym? - spytała Jessica. Madle spojrzała na nią.
- Chodźmy stąd, to nie miejsce na takie rozmowy. Ktoś "trzeci" mógłby usłyszeć. - zerknęła w kierunku Quirrella stojącego nieopodal baru.
- Wyjaśnię wam to w naszym pokoju. - odezwała się tym razem Yvonne. Chwyciła Jessicę za ramię i poprowadziła resztę przyjaciół i siostrę na górę do pokoju bliźniaczek. Tam, nie którzy usiedli na łóżku, nie którzy na krzesłach, a nie którzy postanowili stać.
- Więc co chciałyście nam powiedzieć? - spytał Scott.
- Przede wszystkim to, że znamy przyszłość. - zaczęła Yvonne.
- I każda z nas, ja... - wskazała na siebie. - ...oraz Madle... - pokazała na Rudą. - ...i Yvonne. - pokazała na blondynkę. - ...posiadamy dzięki tym biżuteriom... - wskazała na nie. - ...magiczne umiejętności. - wtórowała jej Agnes.
- Wiemy przede wszystkim co się wydarzy w ciągu najbliższych siedmiu lat, głównie w Hogwarcie... - zakończyła Madle. - ...Nie możemy powiedzieć tego Harry'emu i jego przyszłym znajomym i przyjaciołom, bo... jak ja to powiedziałam: bo to mogłoby zaburzyć równowagę i zmieniłybyśmy przyszłość. Lecz nie tylko przyszłość Harry'ego, ale całego świata. Gdyby Harry został ostrzeżony za wcześnie i zrobiłby coś wcześniej zaburzyło by to równowagę w kontinuum czasoprzestrzennym. Wszystko musi toczyć się po kolei i w odpowiednim trybie oraz czasie. - wyjaśniła Madle.
- I mówi to ta, która uwielbia Harry'ego Pottera i chce go ostrzec przed niebezpieczeństwem. - zadrwiła Agnes. Madle spojrzał na nią i prychnęła odwracając się.
- Jakim niebezpieczeństwem? - spytała Kate. Wszystkie trzy spojrzały na nich, a potem na siebie.
- Wybaczcie... - odezwała się Yvonne spojrzawszy w okno. - ...Nie możemy wam tego powiedzieć. - powiedziała ze smutkiem w oczach.
- Jesi, chodźmy do domu. Rodzice zapewne się martwią. - odezwała się Madle.
- Zgadzam się z Madle. Scott, my też wracajmy do domu. - wtórowała przyjaciółce Agnes. Po wielu namowach Jessica i Scott zgodzili się zaprowadzić ich siostry do domu. Nie byli zadowoleni, że tak mało dowiedzieli się o przyszłości. Po nie długim pożegnaniu obie rodziny wrócili do swoich domów przez sieć Fiuu.

~~*~~

          Od tego dnia minął miesiąc. Wszystkie trzy nasze bohaterki zbliżyły się do swoich rodzin i nie używały już sztuczek wobec nich. Chciały poznać ich od normalnej strony, a szczególnie Agnes i Yvonne. Za to z Madle było nie co gorzej. Do domu Beckettów w ciągu tego czasu często przychodził ich wuj. W zasadzie co dwa dni. Często nabijał się z Jessici i ich matki (tylko one były w innych domach. Wuj i ich ojciec byli rodzonymi braćmi i obaj byli w Slytherinie).

~~*~~

Dwa tygodnie po wyjściu z Pokątnej odbyła wymiana zdań między siostrami...
          - Strach pomyśleć, w którym będę domu. - powiedziała na głos swoje myśli Madle.
- Nie martw się, siostra. Bez względu, w którym będziesz domu nie wyrzeknę się ciebie. - oświadczyła Jessica. Młodsza popatrzyła na nią i po chwili uśmiechnęła się szeroko, a łzy zaszkliły się w oczach.
- Jesteś taka kochana! - i rzuciła się jej w ramiona.
- Co tu się dzieje? - spytał ktoś za jej pleców. Był to barczysty mężczyzna o pół długich włosach i czarnych oczach, a konkretniej był to ich wuj.


- Nic, wuju... - odpowiedziała Jesi. - ...Zastanawiamy się tylko, w którym domu hogwarckim mogłaby być Madle. - oświadczyła. Mężczyzna popatrzył na nie dwie swoim przeszywającym okrutnym wzorkiem. Madle nagle skojarzył się on z Dumbledore'm i Voldemortem jednocześnie. Przeszywał na wylot, ale był tak przerażający. Coś czuła, że chce on zajrzeć do ich umysłu. Miała szczęście, że udało jej się odkryć właściwości broszki. Dzięki niej mogła blokować Legilimentów przed penetracją innych osób pod warunkiem, że jest blisko. Może też używać jej jako Mapy Huncwotów, a także zaklęć, których się nauczy. Broszka może ją także ostrzegać przed niebezpieczeństwem mieniąc na silny szkarłat. Madeleine wiedziała, że jej wuj nie może czytać w jej myślach i była z tego niezmiernie zadowolona.
- Zobaczymy. Tiara Przydziału zdecyduje. - oznajmił w triumfalnym tonem i odszedł. Gdy wracała do swojego pokoju myślała czy wuj powróci na służbę do Riddle'a?

~~*~~

Nastał 1 września...
          Na peronie 9 i 3/4 było dość tłoczno. Była godzina 10:50. Wielu czarodziejów chodziło w tą i z powrotem żegnając się ze swymi dziećmi. Wśród nich były dwie dziewczynki: Jessica i Madeleine Beckett wraz z rodzicami. Jessica miała już na sobie szatę szkolną z naszywką Ravenclawu. Za to Madle zwykły ubiór Mugolski. Ojciec wkładał dziewczynom ich kufry do pociągu. Właśnie podawał konduktorowi klatkę z sową Jesi, którą nazwała Messi, gdy nagle z muru wyszła Agnes z rodzicami.
- Madle, czy to nie, Agnes McGray z rodzicami i jej bratem? - spytała ich matka. Ruda spojrzała w tamtą stronę i aż pisnęła na jej widok.
- AGNES! SCOTT! Tutaj!! - zawołała na cały peron machając jak szalona ramieniem, by zwrócić na siebie uwagę. Oboje podbiegli do niej i jej rodziny z wózkami. Po chwili witali się radośnie.
- Co teraz? - spytał Scott wstawiając swój kufer do pociągu.
- Musimy poczekać na bliźniaczki Angel. - odparła Jesi.
- I na Harry'ego... - wtrąciła Madle zauważywszy w oddali rodzinę Weasley. - ...Zaraz tu będzie. - dodała.
- Skąd wiesz? - spytała Agnes.
- Spójrzcie. - pokazała na Percy'ego Weasley'a, a chwilę potem z muru wyszli bliźniacy Fred i George.           Kilka chwil potem przeszedł przez niego Harry.
- Idę do niego. - postanowiła Madle z uśmiechem.
- Nie. - powiedział Scott chwyciwszy jej ramię zatrzymawszy ją.
- Czemu? - spytała.
- Agnes powiedziała mi, że nie możemy się wtrącać do pewnych spraw, szczególnie związanych z Potterem i Sami-Wiecie-Kim. - wyjaśnił. Dziewczyna przez kilka chwil patrzyła na niego lekko oburzona, ale westchnęła. Chłopak miał rację. Obiecała Agnes, że będzie się hamować i pilnować.
- To będzie trudne. - wymamrotała i westchnęła ponownie.
- Więc musisz się postarać. - rozległ się czyjś znajomy głos. Obejrzeli się i spostrzegli Yvonne z siostrą i rodzicami idących od strony muru. Wszyscy zaczęli się witać, jednak niespodziewanie rozległ się sygnał oznajmujący odjazd pociągu.
- Wchodźcie. Zaraz musicie jechać. - powiedziała pani McGray zaganiając dzieciaki do pociągu. Weszli do środka. Podeszli do okna chcąc pożegnać się z rodzicami. Gdy pociąg ruszył machali im z daleka, potem poszukali wolnego przedziału. Po drodze zauważyliśmy Harry'ego i Rona rozmawiających ze sobą. Madle wychyliła się, by zajrzeć do środka, ale naprzeciw nich szła, nie kto inny jak... Hermiona!
- O, rany! - jęknęła panna Beckett.
- Kim wy jesteście i czemu tu zaglądacie? - spytała.
- Ee... my... ten tego... - zająknęła się Madle. Ich obecność zauważył Harry.
- Madle? Agnes? Yvonne? Kate? Scott? Jessica? Co wy tu robicie? - spytał.
- Jak to co? Jedziemy razem do Hogwartu. - wyjaśniła jedna z bliźniaczek ze śmiechem na ustach.
- Znasz ich? - spytał Ron.
- Tak. Spotkałem ich w "Dziurawym Kotle" miesiąc temu, gdy Hagrid zaprowadził mnie pierwszy raz na Pokątną. - wyjaśnił.
- Harry, my już pójdziemy. Wiesz, jak się z nami skontaktować. - odezwała się Agnes widząc błogie spojrzenie Madeleine, gdy patrzyła na Harry'ego. Wiedziała, że chciałaby zostać z nim i pogadać, ale nie mogła do tego dopuścić. Popchnęła ją korytarzem szukając wraz z bratem i przyjaciółkami wolnego przedziału.
Odnaleźli go po minucie...
          Postawili kufry na górnych półkach, a potem usiedli i rozpoczęli rozmowę o błahych rzeczach.
Tak minęło im kilka godzin...
Yvonne, Madle i Agnes opowiedziały swojemu rodzeństwie trochę spraw o bohaterach J.K. co im się stanie oraz co się wydarzy w Hogwarcie, ale nie wszystko, by było to niespodzianką. Mogły im to opowiedzieć, gdyż wiedziały, że nie są oni jej postaciami z książki.

~~*~~

          Gdy w końcu dojechali do Hogwartu musieli się rozdzielić z Jessicą i Scottem. Jesi miała trzynaście lat, a Scott dwanaście, więc poszli w jedną stronę, a pierwszoroczni w drugą. W czwórkę poszli w kierunku Hagrida, gdzie byli już Harry, Ron i Hermiona oraz wielu innych pierwszaków.
- Czy wszystkie pierwszaki są?... - spytał Hagrid rozglądając się po najmłodszych. - ...Dobrze. Chodźcie za mną. - oznajmił i skierował się ku jezioru. Zobaczyli tam wiele łódek. Hagrid kazał wejść po czterech do nich, a sam wszedł do jednej. Gdy wszyscy już weszli łódki same popłynęły powoli ku zamkowi. Wszyscy podziwiali zamek z zachwytem, to jaki jest wspaniały i piękny nocą. Gdy dopłynęli do brzegu każdy wyszedł ze swojej łódki i poszedł za pół olbrzymem. Zaprowadził ich na pierwsze piętro, gdzie czekała na nic profesorka Transmutacji. Była to wysoka brunetka o brązowych włosach ułożony w ciasny kok, a oczy miała piwne. Jej szata była zielona, a do kompletu tiara również zielona. Minę nie była zachęcająca. Sroga. Usta miała zwężone tak bardzo, że nie widać było warg.


- Dziękuję, Hagridzie. Możesz już iść. - oświadczyła. Gdy ten odszedł kobieta zwróciła się do dzieciaków:
- Witam w zamku Hogwart. Zanim przekroczycie próg Wielkiej Sali i usiądziecie przy swoich stołach przejdziecie przez Ceremonię Przydziału, która jest bardzo ważna i jest przeprowadzana co roku przed rozpoczęciem roku szkolnego. W domu, w którym się znajdziecie będziecie mieszkać przez całe siedem lat z przerwami na wakacje i ferie świąteczne. Hogwart będzie waszym drugim domem przez cały wasz pobyt tutaj. Domy nazywają się: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. W każdym domu zyskuje się punkty i traci je. Za wasze osiągnięcia zyskujecie punkty, co będzie chlubą waszego domu, a za przewinienia utracie je, co będzie hańbą dla domu, w którym się znajdziecie. Ceremonia zaraz się rozpocznie... - oświadczyła. ...Niedługo przyjdę. Przez ten czas doradzam byście doprowadzili się do porządku. - oznajmiła zerkając na Neville'a. - ...Zaraz wracam. - i weszła do Wielkiej Sali. Gdy drzwi się zamknęły za nią Madle natychmiast spojrzała w kierunku Dracona, gdyż ten się odezwał:
- Więc to prawda? W pociągu mówili, że Harry Potter zaszczycił Hogwart. Więc to ty, tak? - spytał. Szepty wśród uczniów. Wszystkie trzy nasze bohaterki spojrzały na trzech chłopców obok niego.
- Tak, to ja. - odpowiedział Harry. Blond włosy chłopak stanął na przeciw niego i się przedstawił: - ...Nazywam się Malfoy. Draco Malfoy... - przedstawił się. Ron parsknął. Malfoy spojrzał na niego. - ...Śmieszy Cię moje imię, tak? W każdym razie ty nie musisz się przedstawiać. Ojciec mówił mi, że wszyscy Weasley'owie są rudzi, piegowaci i mają więcej dzieci niż ich na to stać... - Zwrócił się ponownie do Harry'ego. - ...Wkrótce się przekonasz, Potter, że pewne rodziny czarodziejów są o niebo lepsze od innych. Nie warto się zadawać z tymi gorszymi... - spojrzał na Rona. - ...Mogę ci w tym pomóc. - wyciągnął ku niemu rękę, ale Harry jej nie uścisnął.
- Dzięki, ale chyba sam potrafię ocenić, kto jest gorszy. - powiedział chłodno. Madle nachyliła się do przyjaciółek warknąwszy:
- Zaraz go trzepnę. - i już miała iść ku niemu, gdy Agnes ją zatrzymała mówiąc:
- Nie. Mam pomysł: Będziesz go śledzić. - oświadczyła. Dziewczyna spojrzała na nią z zaskoczeniem na twarzy
- Kogo? Harry'ego? - spytała Madeleine z iskrami zadowolenia w oczach.
- Nie... - odpowiedziała stanowczo, a iskry znikły i zastąpiły zawodowi. - ...To ja będę go miała na oku. Ty będziesz mieć na oku Malfoy'a,... - Madle miała wrażenie, że zaraz zemdleje. - ...a Yvonne, jeśli się powiedzie, Puchonów. Poprosimy dyrektora byśmy mogły mieć tajemny i prywatny pokój, a nawet kwaterę, taką jaką mają Prefekci. Będą mogli tam przychodzić Scott, Jessica i Kate. Każdy nauczyciel będzie o tym wiedział poza nauczycielem OPCM i woźnym. - wyjaśniła Agnes.
- Niezły pomysł. - Miała coś jeszcze powiedzieć, gdy wróciła McGonagall.
- Za mną. - oświadczyła. Drzwi Wielkiej Sali się otwarły. Mieli zostać dziś przydzieleni do jednego z czterech domów. Oto ich "Chwila Prawdy"...