sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 14 - Horkruksy, kłótnia i na Pokątnej

        Wszyscy patrzyli jak ich kuzyn upada na posadzkę. Wszyscy, no prawie wszyscy byli przerażeni. Wyjątkiem była Jessica. Była zachwycona. Gdy chłopak upadł podskoczyła z radości.
- To było wspaniałe! Ale go powaliłaś! - pisnęła. Madle wstała z niego, gdyż on leżał na brzuchu, a ona na nim przygważdżając go. Upewniając się, że jest nie przytomny wstała. Przez chwilę milczała. Spojrzała na rodziców i oświadczyła:
- Tato, proszę byś go zaprowadził do wuja Steve'a. Niech ten dureń nie pokazuje mi się na oczy. Niech obaj mi się nie pokazują. Jeśli tu przyjdzie skończy tak samo jak Justin. Ze zmodyfikowaną pamięcią. Zrozumiałeś? - oświadczyła.
- Dobrze, skarbie. - powiedział biorąc bratanka na ręce i deportując się. Gdy zniknął Madle podeszła do stołu, wzięła gazetę do ręki, którą odłożył Patrick i spojrzała na pierwszą stronę. Przyglądała się twarzy Blacka. Jej mina wyrażała smutek, tęsknotę, przerażenie, a nawet płakała. Otarła łzy.
- Obiecuję ci, Syri, że cię z tego wyplączę... - powiedziała łkającym się głosem... - i postaramy się dopaść Voldemorta, a Petera... - tu zacisnęła dłoń w pięść. Nagle poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu. Spojrzała za siebie. Za nią stała jej matka, a po drugiej stronie Jesi.
- Madeleine, czy coś się stało? - spytała ich matka. Dziewczyna wpatrywała się w nią milcząc przez równą minutę. Potem spojrzała na twarz Syriusza w gazecie.
- Widzicie,... to, co się stanie w tym roku zapoczątkuje wydarzenia w następnych latach, a w szczególności pod koniec następnego roku. - oświadczyła. Jessica i jej matka spojrzały na Madle zdziwione.
- Co się wydarzy w tym roku oraz pod koniec czwartego roku? - spytała Kasandra.
- W tym roku Syriusz będzie robił wszystko, by dopaść Petera. Ten szczur jest w rodzinie Weasley'ów od dwunastu lat, a dokładniej jest zwierzątkiem Rona,... - tu Ruda nie dokończyła, gdyż Jesi zdziwiła się trzema słowami:
- Jest zwierzątkiem Rona? - spytała.
- Zgadza się. - odpowiedziała.
- Ale co to ma wspólnego z Ronem z Peterem? - zapytała Jesi.
- To, że wszyscy myślą iż Black uciekł z Azkabanu, by dopaść waszego kolegę Harry'ego, a on jest przyjacielem Rona. Nie mylę się? - odezwała się pan Beckett, który właśnie wszedł do kuchni.
- Tak, tato... - odpowiedziała Madle. - ...Wszyscy będą chronić Harry'ego, a to utrudni Syriuszowi zbliżenie się do Rona, który ma przy sobie Glizdogona. Raz mu się uda wejść do szkoły i napaść na Grubą Damę. Innym razem wejdzie do Pokoju Wspólnego i przestraszy Rona. Rzecz jasna Petera tam już nie będzie. W taki sposób będzie dowodził, że jest prawdziwym przestępcą. Jeśli nadal będzie się tak zachowywał i uda mu się dopaść Pettigrew próbując go zabić, nawet z zemsty, to nie będziemy mogli nic zrobić jeśli złapią i ześlą do więzienia, a co gorsza dementorzy złożą mu swój pocałunek. Trzeba mu pomóc i nie dopuścić by zabił Petera, ale także pozwolić szczurowi uciec. - oświadczyła.
- Dlaczego? Przecież to on zabił i trzeba go złapać! - zawołał Patrick.
- Wiem, tato, ale mimo swego tchórzostwa odegra ważną rolę w następnym roku. Przywróci Voldemortowi ciało i moc. Ojcze!... - tu Ruda podniosła ton, by uciszyć całą trójkę, a w szczególności Patricka, który szykował się do deportacji. - ...Musimy na to pozwolić, gdyż by zabić Toma Marvolo Riddle'a musi mieć ciało, moc a przede wszystkim utracić swoją nieśmiertelność. Jednak muszę wam coś opowiedzieć. Wiecie dlaczego Riddle nie umarł, gdy próbował zabić Harry'ego?... - wszyscy pokręcili przecząco głowami. - ...Miał on Horkruksy, a jest ich siedem. Obecnie ma ich już sześć, gdyż nie dawno Harry zniszczył mu jeden. Zniszczył mu dziennik. - oznajmił.
- Pytanie: Co to jest Horku-cośtam? - spytała Kasandra.
- Horkruks jest nazywany przedmiotem, w którym czarodziej, bądź czarownica ukrywa cząstkę swojej duszy. Horkruksa tworzy się poprzez morderstwo na człowieku. Voldemort pieczołowicie wybierał swoje ofiary, jak w przypadku Potterów. Poza tym lubił kolekcjonować trofea po swoich ofiarach. Za trzy lata zrozumiecie o czym mówię. Trzeba by opowiadać wiele godzin. Musimy się skupić na tym roku. Zgoda? - poprosiła Madle. Spojrzała na rodziców i siostrę. Cała trójka popatrzyli po sobie.
- W sumie masz rację. - powiedział Patrick. Po tych słowach rozeszli się do swoich pokoi z natłokiem myśli.

~~*~~

Nastał początek sierpnia...
        Do naszych bohaterów doszła wieść o ucieczce Harry'ego z domu. Rozniosła się szybciej niż doszło to do uszu ministerstwa. Każe z nich przeniosło się z pomocą jednego z rodziców. Pojawili się około pięciu minut przed tym zdarzeniem.
- Ukryjemy się i zaczekamy na Harry'ego. Chodźcie. - Adrian wepchnął ich w jakieś krzaki. Rick za to obserwował dom nr 4, a dokładniej okno na piętrze. Widzieli tam sylwetkę chłopca krzątającego się po pokoju. Najwyraźniej się pakował. Dwie minuty potem zgasło światło, a potem zaczęły migać światła.
- To teraz się dzieje. Siostra Vernona zostaje zmieniona w balona. - zaśmiała się Madle. Scott także się zaśmiał.
- Kryć się! - zawołała Kasandra. Wszyscy padli na ziemię, bo państwo Dursley wyszli na zewnątrz.
- Chodźcie, szybko! Harry zaraz wyjdzie na zewnątrz! - odeszli chyłkiem w kierunku ulicy i poszli ulicą. Kawałek dalej zobaczyli Harry'ego idącego szybkim krokiem przed siebie.
- Harry, czekaj! - zawołała Agnes. Gryfon obejrzał się. Był nie mało zdziwiony, gdy ich zobaczył.
- Co wy tu robicie, dziewczyny? - spytał. Madle uśmiechnęła i podeszła do niego.
- Po pierwsze: chcę ci przedstawić naszych nowych kolegów, którzy będą chodzić w tym roku do Hogwartu. Chłopaki, podejdźcie... - machnęła na nich. Obaj zbliżyli się. - ...Harry, poznaj Richarda i Adriana Harvey. Ich ojcowie byli braćmi dlatego posiadają to samo nazwisko... - wyjaśniła. - ...Są sierotami. Jednak uzgodniliśmy z przełożoną sierocińca iż obaj będą w różnych rodzinach, a oni na to przystali. Rick mieszka u McGray'ów, a Adrian i Angelów. - wyjaśniła.
- Rozumiem. Jednak nie wiem po co mi to mówisz? - zamyślił.
- Dlatego, że oni także przybywają z rzeczywistego wymiaru. - wyjaśniła.
- Ach tak. A ta druga sprawa? - spytał.
- Po drugie: Chcę cię ostrzec. Zbliża się zagrożenie. - powiedziała Madle.
- Jeśli dobrze pamiętam jako jedno z dodatkowych zajęć wybrałeś Wróżbiarstwo. Na pierwszej lekcji profesorka wywróży ci ponuraka. Przybiera on dużego psa. Oznacza on Omen Śmierci. Profesorka będzie miała rację, że zbliża się zagrożenie, ale nie teraz. Krąży ono, ale ty musisz być przygotowany na to zagrożenie, Harry. - objaśnił Adrian.
- Mówisz o Voldemorcie? - spytał.
- Tak, Harry, ale on jest jeszcze za słaby by zaatakować. Nie ma ciała. Musi go odzyskać. Pierwszy składnik to jego sługa. - oświadczył blondyn.
- Dlatego mówię ci, byś w tym roku uważał, gdyż jeden ze sługusów Riddle'a jest bliżej niż myślisz. Zapamiętaj moje słowa, bo jest to nasza wskazówka od nas, by odnaleźć zdrajcę twoich rodziców... - oświadczyła Madle. Nagle Agnes charakterystycznie chrząknęła. Madle wiedziała, że za dużo powiedziała. - ...Yyy... My już pójdziemy. Spotkamy się na Pokątnej, gdy będziemy kupować przybory szkolne. Cześć, Harry. - podeszła do matki. Reszta także to zrobiła. Po chwili zniknęli deportując się do swych domów.

~~*~~

Tydzień później... Dom Angelów...
        Yvonne właśnie szykowała się do wyjścia na ulicę Pokątną. Miała już wszystko: Różdżkę w kieszeni i pelerynę na sobie. Wyszła na korytarz i miała zejść schodami na dół, gdy usłyszała czyjeś podniecone głosy w salonie. Przeskoczyła ostatnie stopnie i pobiegła do salonu. Zobaczyła tam Kate i Adriana stojących naprzeciw siebie w pozycji bojowej.
- Powtórz to! - zawołał.
- Jesteś ohydnym tchórzem! Brzydzę się tobą! - krzyknęła Kate.
- A ty jesteś głupia! Nienawidzę cię! - odkrzyknął Adrian.
- Co tu się dzieje? - do "rozmowy" wtrącił się pan Angel.
- Nie wiem, tato. Dopiero przyszłam. - wyjaśniła Yve.
- Kate, Adrian uspokójcie się i ubierzcie. Zaraz idziemy na zakupy. - poprosił ich ojciec. Oboje jeszcze przez chwilę na siebie patrzyli morderczym wzrokiem aż w końcu skierowali się ku kominkowi skąd mieli przenieść się do "Dziurawego Kotła". Yve, wciąż ze smutną miną, patrzyła na nich zmartwiona. Każde z osobna wchodziło do kominka wołając "Ulica Pokątna".
Londyn...
        Gdy znaleźli się w pubie Adrian poprosił ojca, by ten zapytał o Beckettów lub McGray'ów. Mężczyzna wrócił po minucie.
- Tylko McGray'owie są na Pokątnej. - chłopak skinął głową w ten sposób dziękując. Poszli na zaplecze, a stamtąd na podwórko, gdzie mieli zamiar iść na zakupy. Od razu, gdy przejście się otworzyło Adrian pobiegł przodem.
- Adrian, gdzie biegniesz? - zawołała za nim Yve.
- Idę poszukać McGray'ów. Zobaczymy się później! - zawołał Adrian zostawiając Angelów samych na ulicy, a sam zniknął w tłumie.
- Nic nie zrobisz? - spytał pan Angel blondynki.
- Co, ja mam zrobić? - spytała Yve spojrzawszy na niego.
- Iść za Adrianem i pogadać z nim. - wyjaśnił pan Angel.
- Dlaczego ja? Nawet nie wiem o, co poszło między wami. - zwróciła się do siostry. Brunetka westchnęła ze złości, po czym odparła zrezygnowana:
- Poszło najpierw o posprzątanie jego pokoju. Poprosiłam Adriana, by go posprzątał przed wyjściem tutaj. Odpowiedział, że zrobi to przed wyjazdem do Hogwartu. Więc mnie trochę poniosło i zaczęłam mu sprzątać pokój irytując się pod jego adresem, ale on nakazał mi przestać. I jedno, i drugie, czyli przestać sprzątać i gadać. Zaczęliśmy się kłócić, a nawet doszło do małych rękoczynów oraz wyzwisk, co na nieszczęście to drugie słyszałaś. - wyjaśniła.
- Hm. Muszę go odnaleźć, ale co ja mogę zrobić? Jeśli chce porozmawiać z Agnes niech idzie. Jednak nie rozumiem jednego:... - podrapała się w kark. - ...czemu nie chciał o tym ze mną porozmawiać osobiście? - martwiła się.

~~*~~

W tym samym czasie w księgarni Esy i Floresy...
        Państwo McGray kupowali książki dla Agnes i Scotta. Nie wiedzieli, że ktoś ich szuka. Scott stał przy dziale o Obronie Przed Czarną Magią, a Agnes stała wraz z księgarzem przy klatce z "Potworną Księgą Potworów".
- Pozwoli pan? - spytała Agnes. Mężczyzna spojrzał na nią.
- Ależ proszę panią, jestem profesjonalistą i...
- Proszę mi zaufać. Wiem jak uspokoić te księgi... - oświadczyła. Księgarz popatrzył na nią, po chwili odsunął się. Blondynka otworzyła klatkę biorąc uprzednio rękawice od mężczyzny. Wzięła ostrożnie jedną z ksiąg, a potem pogładziła po wierzchu. Księga się uspokoiła. - ...Proszę tak zrobić ze wszystkimi a przede wszystkim założyć im magiczne taśmy lub paski, by się nie otworzyły, wtedy nie ugryzą pana ani klientów. - objaśniła.
- Skąd pani to wszystko wie? - spytał. Dziewczyna mrugnęła jakby podrywała mężczyznę.
- Mam swoje źródło. Możemy przejść dalej? - spytała. Mężczyzna skinął głową.
        Po kilku minutach Agnes miała wszystko. Wybrała przedmioty takie jak: Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami, Wróżbiarstwo i Starożytne Runy. Musiała także kupić "Standardową Księgę Zaklęć - stopień trzeci".
- Scott, masz już wszystko? - zawołała do brata podchodząc do barierki. Ten pokazał się jej na parterze.
- Tak, siostra. Zapłaciłem także za twoje książki. - odpowiedział.
- Super. Możemy iść. - zeszła na dół. Byli już przy wyjściu, gdy Scott zauważył kogoś znajomego.
- Agnes, czy to nie ten młodszy Harvey? Tam, na ulicy. - spytał. Dziewczyna spojrzała tam. Rzeczywiście, chłopak miał rację. Na ulicy stał Adrian. Najwyraźniej szukał kogoś. Gdy wyszli na ulicę dopiero teraz zauważył ich.
- Agnes! Co za szczęście, że cię widzę! Barman powiedział, że jesteś tu z rodziną. - objaśnił podchodząc do niej szybkim krokiem.
- Adrian, co się stało? I gdzie jest Yve i Kate? - spytał Scott.
- Zostawiłem ich przy wyjściu na ulicę. - odparł.
- Zwariowałeś?? - zawołała Agnes.
- Czemu miałbym zwariować? - spytał.
- Oni są twoją rodziną i powinieneś być z nimi! - zawołała.
- Ale...
- Żadnego "ale"! Masz do nich wracać! - krzyknęła.
- Posłuchaj mnie przez chwilę, Agnes. Pokłóciłem się z Kate. Nie chcę z nią mieszkać ani sekundy dłużej! Każdy mnie tam denerwuje! Chcę mieszkać u ciebie. - zawołał podnosząc głos, by przekrzyczeć dziewczynę.
- Nie możesz! - zawołała równie głośno.
- Czemu? - spytał.
- Bo... - tu się zawahała. Scott popatrzył na siostrę. Odkąd ją poznał nigdy się tak się nie zachowywała przy chłopakach, ale przy Adrianie to, co innego. To było dziwne.
- Bo się w nim zadurzyłaś? - skwitował Scott. Oboje spojrzeli na blondyna. Dziewczyna zarumieniła się.
- Wcale nie!... - zaprzeczyła. Spojrzała na drugiego blondyna. - ...Słuchaj, Adrian, wracaj do Angelów. Nie zgadzam się byś był u nas. Poza tym dziewczyny i Rick musieli by się na to zgodzić, a także rodzice. Pogadam z nimi. Spotkamy się dwa dni przed wyjazdem. Dzień potem przyjadą Weasley'owie oraz Hermiona. Będziemy mieć czas by spokojnie pogadać. Przyjedziemy do "Dziurawego Kotła" całą rodziną i uzgodnimy co i jak. Do tego czasu musisz wytrzymać. Zgoda? - objaśniła. Adrian popatrzył na pannę McGray przez parę chwil, a potem odparł:
- Zgoda.
- Świetnie. Do tego czasu przemyśl, nie które sprawy związane ze swoją rodziną i postaraj się pogodzić z Kate. - poprosiła.
- No... No dobrze. - powiedział z wahaniem. Po czym pożegnał się z nimi.

~~*~~

Tymczasem...
        Kilkanaście metrów dalej od naszych bohaterów stały dwie osoby. Mężczyzna i młody piętnastoletni młodzieniec. Obaj byli rudzi. Przyglądali się blond włosemu rodzeństwu od dłuższego czasu śledząc ich. W końcu mężczyzna zwrócił się do młodzieńca:
- Justin, pójdziesz do Hogwartu pod inną postacią. Wymyślę coś, by Dumbledore nie zawracał tobą głowy. Do czasu przyjazdu do szkoły masz wymyślić dla siebie wygląd i tożsamość. Twoim zadaniem będzie zbliżenie się do ferajny swojej kuzynki. Zauważyłem, że bardzo interesujesz się tą McGray. To dobrze. Zbliż się do niej możliwe jak najbliżej. Masz być dla niej miły i uprzejmy bez względu w jakim domu się znajdziesz. - nakazał mu i poszli w kierunku pubu. Ani Agnes, ani Scott nie zwrócili uwagi na Beckettów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz