Beckettowie, McGray'owie i Angelowie spotkali się w pubie razem kuzynami Harvey. Pan Angel zarezerwował trzy pokoje dla młodzieży na dwie noce. Jednak rozmawiać musieli w miejscu, gdzie nikt ich nie usłyszy, nawet Harry, który mieszkał tu już odkąd uciekł od wujostwa miesiąc temu.
- Więc mówicie, o, co chodzi? - poprosił pan McGray.
- Chodzi o Adriana... - odezwała się Agnes. - ...Podobno chce on się odejść od Angelów. Pokłócił się z Kate, ale powiedziałam mu ostatnim razem, gdy byliśmy na Pokątnej, żeby to przemyślał... - spojrzała na blondyna. - ...Przemyślałeś to? - spytała się go. Ten spojrzał na dziewczynę, a potem na resztę.
- Cóż, nie do końca. Uważam, że powinniśmy jeszcze raz to na spokojnie przedyskutować. - oświadczył. Zapadło krótkie milczenie.
- Hm, sądzę, że Adrian ma rację. Powinniśmy porozmawiać na spokojnie. - odezwała się Yve najpierw spojrzawszy na niego przez chwilę, potem w podłogę, aż w końcu na resztę zgromadzonych. Wszyscy popatrzyli na Adriana. W tym momencie odezwał się Rick:
- Mam myśl... - wszyscy na niego spojrzeli wyczekująco. - ...Co powiecie byśmy się zamienili z Adrianem rodzinami? - zasugerował.
- To absolutnie niedopuszczalne! - zawołała Madle.
- Czemu? - spytała Kasandra.
- Właśnie, czemu? - dopytywał się Adrian.
- A temu, że zamiana rodzin jest niemożliwa ze względu na papiery Mugoli. Moglibyście najwyżej zamienić się z inną rodziną spośród nas. - wyjaśniła Madeleine.
- Hej, mam pomysł!... - odezwała się Loreine. Wszyscy jednocześnie odwrócili głowy w jej kierunku. - ...Mam znajomego w firmie adwokackiej. Czasami zajmuje się sprawami adopcyjnymi. Mogłabym go poprosić by chłopcy mogli zmienić rodziny. Trochę się znam na tym i znam prawo Mugoli. Wiem, że istnieje taka możliwość byście mogli zmienić rodziny. Załatwię to. - oznajmiła.
- Ile by pani to zajęło? - spytała Agnes.
- To zależy ile potrzebujecie czasu. - odparła.
- Cóż,... - tu Madle zamyśliła się na chwilę. - ...mogłaby pani zrobić to w dwa góra trzy dni? Chodzi nam oto by to załatwić przed naszym przyjazdem do Hogwartu.
- Myślę, że przekonam swojego znajomego, ale niczego nie obiecuję. Zrobię wszystko co w mojej mocy. Teraz powiedzcie mi, chłopcy, w której chcecie być rodzinie? - spytała pani Angel. Obaj chłopcy spojrzeli na siebie, a potem na trzy rodziny. Myśleli długo. Rick wiedział, że nie może być blisko Madle, więc musiał wybrać między Angelami a McGray'ami. Za to Adrian nie miał pojęcia kogo wybrać. Miał wybór między Angelami a Beckettami. Po minucie milczenia powiedzieli zgodnie:
- McGray. - Richard.
- Beckett. - Adrian. Wszyscy spojrzeli na siebie.
- No... dobrze. Zgoda. Pójdę do niego jeszcze dziś. Na razie się żegnamy. Wy jedźcie do szkoły. Ja was nie pożegnam na stacji. Będę zajęta waszą sprawą. Do zobaczenia w ferie. - i wyszła. Wszyscy patrzyli jak wychodzi.
- Dobra, chodźmy sprawdzić czy wszystko mamy do szkoły. - odezwał się Rick. Chłopaki poszli do swojego pokoju, a Madle wraz z Agnes i Yve poszły do swojego. Kate i Jessica poszły do trzeciego pokoju. Rodzice postanowili wrócić do domu, by zostawić młodzież samych na dwa dni.
Następnego dnia...
Rankiem Rick wpadł do pokoju trzech dziewczyn, by zrobić im poranną pobudkę. Nie zwracając uwagi na to, co mają na sobie zdjął z nich kołdry. Gdy odsłonił kołdrę z ciała Madle zobaczył na niej skromną koszulę nocną.
Oniemiał na chwilę i zarumienił się, gdy ją zobaczył w tej koszuli śpiącą smacznie. Jednak chwyciła ponownie po omacku kołdrę, by się nią okryć, gdyż było jej najwyraźniej zimno.
- Oszalałeś?! - syknęła Agnes cicho, jednak nie tak cicho, by chłopak nie dostał niespodziewanie "z liścia" w twarz od panny Beckett. Ruda niestety się obudziła zakrywszy się kołdrą. Patrzyła na blondyna z iskrami morderstwa w oczach.
- Co-ty-tutaj-u-diabła-robisz?? - warknęła.
- I to o tej porze?! - wtórowała przyjaciółce Yve. Rick dalej czerwony jak burak zająknął się:
- Ja... ten... tego... ja chciałem wam powiedzieć... - tu urwał, bo Agnes syknęła z niezadowoleniem.
- No wyduś to z siebie wreszcie! - zawołała. Najwyraźniej z rana te trzy były jak huragan, którego nie dało się ujarzmić i gryzły jak psy, ale musiał to powiedzieć. Odchrząknął odwróciwszy wzrok, by nie patrzeć na to co mają na sobie i oznajmił:
- Harry za pięć minut wstanie i pójdzie na Pokątną. Zaraz po tym przyjdą Weasley'owie i Hermiona. - odparł. Wszystkie trzy popatrzyły na siebie przez sekundę, a następnie w mgnieniu oka jedna po drugiej wykonały poranną toaletę, potem ubrały się, a na końcu w pionującym tempie wysprzątały pokój. Potem pobiegli po Jessicę i Kate, by i je obudzić. Wyjaśnili im o, co chodzi. One trochę wolniej zajarzyły, ale i tak wstały równie szybko.
Adrian czekał na dziewczyny i kuzyna w barze. Gdy wszyscy już zeszli Harry właśnie wychodził z korytarza na piętrze. Madle spojrzała na swój zegarek i się uśmiechnęła radośnie.
- Miałeś rację, Rick. Co do sekundy działa. Musisz ustawić na... - tu urwała, bo Harry nagle ich zauważył, gdyż zbliżył się do nich, więc musiała przerwać swój monolog do Ricka.
- Cześć, Harry. - przywitali się zgodnie.
- Cześć. Co tu robicie? - spytał.
- Harry, może się przejdziemy? Wyjaśnimy ci to na Pokątnej. Pooglądamy wystawy przed wyjazdem... - zaproponowała Madle. - ...A także spotkasz się z... - tu urwała, bo Adrian dał jej kuksa w bok. - ...Hej! To bolało! - spojrzała na niego karcącym spojrzeniem masując się w owy bok, a gdy zobaczyła jego wzrok dopiero po dwóch sekundach dotarło do niej, że mało brakowało, by się wygadała, a także przypomniała sobie o przyjaciołach iż lada chwila przyjdą.
- Więc jak, Harry, idziemy? - spytał Rick.
- Jasne. - skierowali się ku wyjściu na magiczną ulicę. Zaszczyt otwarcia muru przypadło Yve. Stuknęła kilka razy w w niego i po chwili przejście ukazało ulicę Pokątną. Przeszli się po ulicy oglądając wystawy. Jak zwykle Harry podszedł do sklepu z akcesoriami do qudditcha, by obejrzeć najnowszą miotłę o nazwie Błyskawica.
- Ale ładna... - westchnął Harry.
- Tak. - powiedział Adrian.
- Czemu jej nie kupisz?... - spytał Rick Harry'ego spojrzawszy na niego. - ...Stać cię na nią przecież. - powiedział.
- Ale... - zająknął się.
- Rick, wiesz czemu Harry nie może jej kupić. - odezwała się - co było zaskakujące - Madle. Agnes była szczęśliwa z tego powodu, więc jej wtórowała:
- "Wiesz kto mu kupi tą miotłę..." - oświadczyła tym razem w języku polskim. - "...Nie możemy go namawiać do tego, by kupował ją sam, ale musi zbierać jak najwięcej zwolenników do walki z Voldemortem, który wróci za rok. Trzeba go do tego przygotować, rozumiecie chłopaki? Wiecie o tym doskonale" - wyjaśniła Agnes w języku polskim..
- "Musimy bohaterów J.K. TYLKO naprowadzać na tropy, a nie mówić bezpośrednio o, co chodzi." - wyjaśniła Yve.
- "To tylko kilka z wielu z naszych celów. Drugim jest to, by pomóc im w walce poza tą między Voldemortem i Harrym" - zakończyła Madle. Obaj chłopcy skinęli głowami.
- Chodźcie na lody. Chciałabym spróbować tych nowych smaków. - odezwała się Agnes.
- Ja także! - zawołali jednocześnie Kate, Scott i Madle i pobiegli w kierunku lodziarni Floriana. Reszta spojrzeli po sobie zdziwieni.
- Nie uważacie, że zachowują się wciąż jak dzieci? - spytał Rick.
- Przyznaję ci rację. - odparła Yvonne. Adrian skinął głową. Przy stoliku w lodziarni spotkali, czego nasi bohaterowie mogli się spodziewać, Rona i Hermionę.
- Harry! Tutaj! - zawołała Hermiona. Harry pobiegł przodem, a reszta dołączyła do niego. Usiedli przy całej trójce zabierając krzesła z pobliskich stolików. Pan Florian podał im lody i odszedł.
- Widzę, Hermiono, że zamierzasz uczyć się nowych przedmiotów. - powiedział Adrian zauważywszy trzy torby obok dziewczyny.
- Tak. - odparła.
- A od czego te przedmioty? - spytał Ron.
- Nie wiesz? To książki od Opieki Nad Magiczny Stworzeniami, Wróżbiarstwa, Numerologii, Mugoloznastwa i Starożytnych Run. - wymieniła.
- Jeju. Czyli wybrałaś wszystkie dodatkowe przedmioty? - zachwyciła się Agnes.
- Znasz ją, Agnes. Jest mądra i inteligenta. Chce spróbować każdego przedmiotu... - odezwała się Madle. - ...Przeczuwam jednak, że coś się wydarzy niedobrego. - dodała w zamyśleniu spojrzawszy przelotnie na broszkę.
- A co takiego? - spytał Rick. Ruda spojrzała na niego i westchnęła. Milczała przez równą minutę aż w końcu odparła, ale w języku polskim:
- "Wiesz, że nie mogę tego powiedzieć bezpośrednio przy nich. Nie chcę się kłócić, Rysiek, ale zrozum, mam tendencję do mówienia bohaterom J.K. prawdy o przyszłości. Musisz to uszanować i powstrzymywać mnie jeśli zauważysz, że zbliżam się do powiedzenia czegoś, co nie powinnam mówić. Rozumiesz?" - objaśniła. Żadne z nich, ani Agnes, ani Yve, a także Adrian nie wtrąciło się do wypowiedzi Madle. Słuchali z napięciem tego, co mówiła. W końcu, gdy skończyła Agnes uśmiechnęła się i pogratulowała przyjaciółce wypowiedzi.
~~*~~
Po pewnym czasie... Po spotkaniu Harry'ego z Weasley'ami w pubie...
- Słuchajcie, mam propozycję dla Rona i Hermiony. - odezwał się Rick nagle coś sobie przypomniawszy.
- Co takiego? - spytała Hermiona z ciekawością.
- Otóż, jeśli dobrze kojarzę Hermiona narzeka, że nie ma sowy i zauważyłem, że szczur Rona jest w kiepskim stanie. Co powiecie na to, by pójść do magicznej menażerii, by jedno kupiło sowę, a drugie pokazało ekspedientce szczura? - zasugerował Rick.
- Dobry pomysł! - zawołali jednocześnie Harry, Ron i Hermiona i wnet pobiegli na Pokątną, a nasi przyjaciele poszli za nimi. Dotarłszy do menażerii weszli do środka. Hermiona zaczęła się rozglądać za sowami, a Ron podszedł do lady, by pokazać swojego szczura. Jednak Rick nim wszedł do sklepu dostał wiadomość z zegarka, że coś się stanie za pięć minut ze szczurem i kotem. Nie musieli sprawdzać także w broszce Madle, bo wiedzieli doskonale co się wydarzy.
Tak więc, gdy Ron rozmawiał ze sprzedawczynią Adrian także wybierał sobie sowę. Po kilku minutach, gdy Adrian wziął jedną z klatek z piękną jasno brązową sową...
...i szedł właśnie ku blatowi rozległ się jakiś hałas z tamtego kierunku. Wszyscy byli w różnych miejscach poza Świętą Trójką i Adrianem. Gdy przybiegli do źródła hałasu okazało się, że był to... rudy kot o spłaszczonym pysku.
- Krzywołap, nie! - zawołała sprzedawczyni. Okazało się, że Hermiona najwyraźniej wypuściła kota z klatki, a ten korzystając z okazji pobiegł ku Parszywkowi. Nasi bohaterowie musieli coś zrobić. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Wycelowali swoje magiczne rzeczy w kierunku zwierzęcia i zawołali jednocześnie to samo słowo:
- Immobilization! - jednocześnie z ich rubinów wyleciało białe światło, które sparaliżowało kota. Następnie Rick poprowadził swoim zegarkiem jednocześnie mówiąc:
- Locomotor. - przenosząc kota ku blatowi. Gdy tam się znalazł sprzedawczyni włożyła go do klatki, a tam zostało zdjęte ostatecznie zaklęcie przez naszych bohaterów. Cała piątka rozejrzeli się. Nigdzie nie widzieli ani Rona, ani Harry'ego ani także szczura. Była tylko Hermiona, która wzięła klatkę z Krzywołapem zapłaciwszy za niego oraz wzięła eliksir dla Parszywka. Poszli za nią. Okazało się, że wyszła na zaplecze. Chłopcy szukali Parszywka i zaczęli się kłócić, gdy tylko Hermiona przyszła widząc kota w klatce. Ron był wściekły, że on tak się zachował wobec jego ulubionego zwierzątka. Cała piątka przyglądała się temu z rozbawieniem. Po kilku minutach w końcu Rick nie wytrzymał, machnął różdżką i przylewitował szczura do rąk Rona.
- Oto twój szczur, Ron. - powiedział Rick.
- Uważaj na niego, bo ktoś na niego poluje... - ruda nachyliła się nad szczurem. - ...Nie mówię tu tylko o kotach, ale o ludziach... - odezwała się Madle i wyszczerzyła zęby. Ruda zauważyła, że szczur zadrżał w ręku Rona. Wiedziała, że Pettigrew rozumie jej słowa
- Niech wasza trójka ma się na baczności. Ten rok jest ważny... - odezwała się Agnes przerywając przyjaciółce jej monolog. Ruda westchnęła z niezadowolenia. - ...Harry mogę cię prosić na chwilkę? - Agnes machnęła na Harry'ego. Ten zbliżył się do niej i stanęli w pewnej odległości od przyjaciół. - ...W tym roku nie będziemy wam mówić za wiele, ale gdy nastanie odpowiedni czas, gdy Black przybędzie do szkoły i spróbuje wejść do Pokoju Wspólnego wtedy będziemy wam mówić o tym co się wydarzy, ale do tej pory ni słowa o tej rozmowie przy Parszywku. Rozumiesz? - poprosiła.
- Dlaczego? - spytał.
- On nie jest zwykłym zwierzęciem, Harry. To szpieg i zdrajca. Więcej ci nie mogę powiedzieć. Dowiesz się pod koniec roku szkolnego. Proszę cię: nic nie mów przyjaciołom. Dobrze? - prosiła.
- Dobrze, ale nie wiem co, o tym myśleć. - zamyślił się Harry. Gdy w końcu wrócili do pubu zastali tam resztę rodziny Weasley'ów. Mieli jechać następnego dnia na dworzec King's Cross.
~~*~~
Następnego dnia... Rano...
- A wy nie jedziecie? - spytał pan Weasley zauważywszy, że nasi bohaterowie nie wchodzą do limuzyn ministerstwa.
- My mamy swój sposób na przybycie na dworzec. - odparła Madle.
- Wy jedźcie. - poradziła Yve. Po chwili dwie limuzyny pojechały ku dworcowi. Cała piątka naraz odetchnęła z ulgi.
- Odjechali nareszcie. - powiedział Adrian.
- Chodźcie. Mamy mało czasu. Rodzice na nas czekają. - popędzała ich Madle.
- A także nasza matka. - odezwała się Kate.
- Słusznie. - powiedział Rick. Poszli ku jakiejś alejce. Tam deportowali się nie daleko dworca, a tam poszli po wózki. Nieopodal spotkali państwo McGray'ów i Beckett oraz pana Angela.
- Gdzie mama? - spytała Kate rozglądając się.
- Powiedziała, że wyśle do chłopców sowę z wiadomością, to w której rodzinie jesteście i czy w magicznym świecie jest to legalne, bo okazało się, iż musiał interweniować Dumbledore. Jednak powiedziałem mu, a ja żonie iż znam ciebie, Madeleine. Więc się nie czepiał. Postanowił zainterweniować w waszej sprawie osobiście. Jeszcze dziś to załatwi z waszą mamą. - objaśnił pan Angel.
- Teraz chodźcie, bo się spóźnicie na pociąg. - ponaglał ich pan Beckett. Każde z nich weszło po kolei w mur przechodząc na peron 9 i 3/4. Ci, którzy nie widzieli pociągu pierwszy raz zachwycali się nim.
- Chodźcie, znajdźmy szybko wolny przedział blisko Lupina. - zaproponował Adrian.
- Słuszna uwaga... - odezwała się Madle. - ...I miejmy w pogotowiu różdżki. Rick, pamiętaj, że twój zegarek nie może wytwarzać Zaklęcia Patronusa. Jest za silne. - dodała.
- Faktycznie. To co mam zrobić? - spytał.
- Nic. Dementorzy będą szukać Syriusza w pociągu, a my nie możemy się ujawniać z naszą magią aż do czasu ostatecznej walki. Pamiętajcie. - odparła Yve.
- Zgoda. - powiedzieli jednocześnie. Po czym wpakowywali swoje kufry i zwierzęta do pociągu. Następnie zaczęli szukać przedziału w pobliżu Lupina. Po około dwóch minutach znaleźli go, więc weszli do sąsiedniego. Szczęście, że było wcześnie i mogli zarezerwować sobie miejsca. Teraz mogli czekać na dementorów.
Po niedługim czasie pociąg zaczął ruszać, a kilka chwil potem usłyszeli głosy Harry'ego, Rona i Hermiony. Ron naśmiewał się z tego, co Harry zrobił swojej ciotce. Cała trójka usiedli w sąsiednim przedziale. Wiedzieli co tam się działo. - "Oby Harry wytrzymał" - przemknęło im przez myśl. W momencie, gdy Harry skończył opowiadać o Blacku pogasły światła i zrobiło się zimno. Teraz to, co miało się stać było najgorszym wspomnieniem dla Harry'ego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz