W jednym z domów jednorodzinnych mieszkała czteroosobowa rodzina: ojciec, matka, 35-letnia córka i 27-letni syn. Byli oni szczęśliwą rodziną, jednak córka jeździła na wózku i to im trochę utrudniało życie. Mimo tego i tak byli szczęśliwi i sobie radzili.
Córka była długowłosą brunetką o ciemno niebieskich oczach. Nie była niezbyt wysoka.
Tego dnia córka miała iść na rehabilitację do pobliskiego szpitala. Jej matka zawiozła ją tam nie przeczuwając, że dziś życie jej córki zmieni się nie do poznania. Gdy dotarły na miejsce kobieta wyjęła wózek z bagażnika i ustawiła przy drzwiach samochodu, gdzie siedziała jej córka. Otworzyła drzwi i powiedziała:
- Iwonko, chodź. - powiedziała wyciągając jej nogi z samochodu, a potem pomogła jej wysiąść i usiąść na wózku inwalidzkim. Gdy w końcu jej matka zamknęła samochód poprowadziła wózek Iwony ku szpitalowi i zaprowadziła w miejsce, gdzie miała odbyć się cotygodniowa rehabilitacja. Przechodząc obok jeden z sal Iwona zauważyła kątem oka jakąś dziwnie znajomą kobietę.
- Mamo, poczekaj. - powiedziała.
- Co się stało? - spytała spojrzawszy na nią.
- Zawróć. Chcę coś zobaczyć. - oświadczyła.
- Gdzie? - zapytała.
- Do sali, którą właśnie minęłyśmy. - wyjaśniła. Starsza kobieta cofnęła się i zajrzały do wymienionej sali przez Iwonę. Obie kobiety zobaczyły blond kobietę.
- Kim pani jest? - spytała matka Iwony.
- Mamo, nie poznajesz jej? - spytała.
- Nie. - przyznała.
- To Joanne Katrine Rowling. Autorka powieści siedmiu tomów o młodym czarodzieju, Harrym Potterze. Adam ma wszystkie tomy i filmy. Ma również plakaty i muzykę do filmów w swoim komputerze. - oświadczyła mając na myśli swego młodszego brata.
- Rozumiem.
- "Jestem pod wrażeniem, panno Lisowska" - odezwała się pani Rowling. Obie kobiety spojrzały na nią zaskoczone.
- Skąd pani zna język polski? - spytała Iwona.
- "Nie znam języka polskiego. Rozmawiam z wami przez wasze umysły..." - wyjaśniła po czym dodała: - "...Mam do ciebie pytanie, panno Lisowska" - zwróciła się do Iwony.
- Słucham, co to za pytanie? - zapytała.
- "Czy znasz może dwie dziewczyny o nazwiskach: Matuszewska i Kraszewska?" - zapytała. Obie kobiety spojrzały na siebie.
- Ja znam Kraszewskich. - odezwała się Iwona.
- A ja znam ojca Magdaleny. - dodała matka Iwony.
- "Rozumiem. Mam dla ciebie propozycję, Iwono. Co byś powiedziała bym ci zaproponowała podróż między wymiarową do świata Harry'ego Pottera? Magdalena i Agnieszka też już tam są. Dam ci czarodziejskie moce i zdolności, a także sprawię, że będziesz chodzić oraz lepiej widzieć. Jednak pamiętaj: tylko tam będziesz chodzić, tu nie. Gdy tam przybędziesz spotkasz obie dziewczęta, ale będą inaczej wyglądać. Poznasz je po rubinach jakie będą nosić przy swoich biżuteriach. Ty otrzymasz pierścionek, który po zbliżeniu ich przedmiotów zmieni się w rubin i w ten sposób się rozpoznacie. Czy zgadzasz się na tą podróż?" - zapytała J.K. Iwona patrzyła na blondynkę przez kilka chwil aż w końcu odparła:
- Zgoda. Co mam zrobić, by się przenieść do magicznego świata?... - zapytała. Kobieta podeszła do niej, ujęła jej lewą dłoń i założyła pierścionek. U szczytu pierścionka była gwiazda z kryształów.
- ...Śliczny! - zawołała wpatrując się w niego.
- "Dziękuję. Posłuchaj: Nie zdejmuj go za żadne skarby świata. Tu wygląda jak zwykły pierścionek zaręczynowy, ale w tamtym świecie ma magiczne właściwości. Wasze biżuterie będą wam służyć jeśli stracicie różdżkę lub nie będziecie umieć się posługiwać magią bezróżdżkową bądź niewerbalną. Wiesz co to znaczy?" - zapytała na koniec.
- Mniej-więcej. - odparła.
- "Dziewczyny, a szczególnie Magda ci wszystko wyjaśnią. Teraz uzgodnijmy jak chcesz się nazywam w tamtym świecie i wyglądać" - oświadczyła.
- Cóż, chcę być blondynką o krótkich włosach i niebieskich oczach, a nazywać się chcę...
- "Może chcesz mieć trochę dłuższe włosy?" - zapytała J. K.
- No dobrze.
- "A tożsamość?" - zapytała blond kobieta.
- Nie wiem. Niech mi pani coś wymyśli. Nie znam się na angielskich nazwiskach. - poprosiła.
- Kochanie, a może Angel? To oznacza z angielskiego anioł. Poza tym pani Rowling mogłaby sprawić byś znała angielski, bo w końcu pochodzi z Anglii i akcja z jej książki o Potterze tam się właśnie dzieje. - oświadczyła.
- Masz rację, mamo. Zgoda, niech będzie Angel. Pani Rowling, czy może mnie pani tam już wysłać? - poprosiła.
- "Po kolei, droga panno. Najpierw muszę cię uzdrowić" - wyjaśniła. Wyjęła zza pazuchy księgę i podała ją młodszej kobiecie. Ta ją wzięła w obie ręce i nagle-niespodziewanie powiał wiatr, który ulokował się wokół jej nóg i oczu. Obie kobiety cofnęły się gwałtownie, gdyż wózek inwalidzki przewrócił się na bok z głuchym:
"PAC!"
a drzwi trzasnęły z hukiem, za to Iwona unosiła się coraz bardziej ku sufitowi. Lewitowała pod nim poziomo przez dziesięć sekund aż w końcu upadła gwałtownie ku ziemi. W ostatniej chwili pani Lisowska chwyciła ją w powietrzu by nie zrobiła sobie krzywdy. Położyła ją na najbliższym łóżku.
- Iwonko, obudź się. Skarbie, proszę. - prosiła jej matka.
Po pięciu minutach młoda kobieta rzeczywiście się obudziła. Zamrugała oczami, sięgnęła do okularów i spojrzała na matkę.
- Mamo... Ja... ja widzę bez okularów! - wyszeptała. Pani Lisowska spojrzała najpierw na córkę, a potem na panią Rowling z wielkim szokiem.
- To cud!
- "To jeszcze nie jest cud, pani Lisowska. Iwono, spróbuj wstać" - prosiła spojrzawszy na nią.
- Ale przecież ona...
- "Spokojnie. Dzięki księdze, którą dotknęła pani córka sprawiam, że mogę uleczyć każdą chorą osobę. Jednak chcę coś w zamian, bo nie leczę byle kogo..." - zauważyła. - "...Leczę tylko tych, co mają wyobraźnię i znają tematykę o Harrym Potterze, jego bohaterach oraz ich szczegółową historię, a także to, co się dzieje w każdym tomie" - wyjaśniła.
- Rozumiem. - Tymczasem Iwona spróbowała iść. Na początku trochę źle jej to szło, ale w końcu, po kilku próbach udało jej się. Chodziła!
- Mamo, widzisz to? Ja chodzę! I to sama, bez chodzika! - pisnęła.
- Córeczko! To wspaniale! - i przytuliła ją.
- "Moje drogie, nadszedł już czas. Iwona musi już się przenieść. Iwona, chcę cię powiadomić, że przeniosę do innej rodziny, która będzie się tobą opiekować. Odmłodzę cię o kilkanaście lat. Będziesz mieć tam bliźniaczkę. Dziewczyny też mają rodzeństwo..." - oznajmiła. - "...Jutro rano obudzisz się w jednym z pokoi Dziurawego Kotła wraz ze swoją siostrą bliźniaczką. Pamiętaj: Tam będziesz się nazywała Yvonne Loreine Angel i będziesz mieć jedenaście lat. Twoja siostra będzie się nazywała Catherine Melanie Angel. Jesteście zżyte i prawie podobne jak dwie krople wody. Nie denerwuj się i nie stresuj. Będzie dobrze. Magda i Agnieszka będą przy tobie, gdy tylko się spotkacie. Tu masz ich zdjęcia..." - podała je. - "...U nich jest 29 lipca 1991 roku, więc pójdą na ulicę Pokątną. Musisz tylko wyczuć kiedy tam pójdą" - wyjaśniła.
- A jak mam to zrobić? - spytała.
- "Dzięki temu pierścionkowi będziesz miała tą umiejętność. Po połączeniu z twoim pierścieniem wasze biżuterie będą mieć magiczne właściwości. Ty będziesz posiadała moc wyczuwania obecności nawet na odległość dobrych jak i złych ludzi. Gdy przejdziesz na tamtą stronę zostaniesz obdarzona podstawowymi informacjami nie tylko na temat twojej rodziny, która się tobą zaopiekuje w Anglii, ale też na temat świata magii. Nie mówię tu o zaklęciach, ale innych sprawach. Sama się dowiesz na miejscu o wszystkim. Gotowa?" - spytała na koniec.
- Sądzę, że tak. - odparła Iwona.
- "Dobrze więc..." - machnęła ręką w lewo i po chwili pojawił się wirujący portal. - "...Wejdź do środka" - nakazała. Iwona zrobiła pierwszy krok, ale jej matka zatrzymała ją tuląc ją do swojej piersi.
- Kochanie, bądź ostrożna. Pisz do mnie i...
- "Niestety, ale nie będzie mogła z nikim się kontaktować. Nie ma już odwrotu, pani Lisowska. Iwona, a także Magda i Agnieszka zawarły ze mną magiczny kontrakt i muszą go dotrzymać. Umowa nie jest do końca życia, tylko na siedem lat. Obiecuję, że będę mieć na dziewczęta oko i zrobię wszystko, by nic im się nie stało" - obiecała J.K.
- Rozumiem. Powodzenia, Iwonko. Niech los ci sprzyja. - powiedziała jej matka i pocałowała ją w czoło.
- "Iwona, jesteś gotowa?" - spytała pani Rowling.
- Tak. - odpowiedziała zbliżywszy się do niej. Kobieta machnęła ręką i po chwili pojawił się obok niej wirujący portal.
- "W momencie, gdy będziesz przechodziła przez niego pomyśl o swojej nowej tożsamości i wyglądzie. Ja cię przemienię i przeniosę bezpośrednio do Dziurawego Kotła i się tam obudzisz. Zapamiętaj jak będziesz się tam nazywać i nie zapomnij o tym, że nie możesz mówić żadnej mojej postaci o jej losie. Będziesz też mówiła, pisała i rozumiała angielski, francuski i bułgarski. A wyprzedzając twoje następne pytanie: taka była prośba Magdy, by znać szczególnie te języki" - objaśniła blond kobieta. Iwona skinęła głową i weszła w portal. Moment potem zniknęła w czeluściach portalu. Ledwo przekroczyła go, gdy poczuła się śpiąca.
~~*~~
Inny wymiar...
Obudził ją czyjś stłumiony głos:
- Yvonne, obudź się. Zaraz schodzimy śniadanie... - usłyszała stłumiony głos. Był on dziewczynie nie znany, więc nie wstawała. Po niedługiej chwili ktoś nią potrząsnął lekko i powtórzył: - ...Yv, wstawaj. - powtórzył ten sam głos (od autorki: Yv i Yve - zdrobnienie od Yvonne - czyt. Iwon. Mogę też pisać [jak ktoś chce] "Eve", ale to wtedy zdrobnienie od Eveline, a nasza trzecia bohaterka takowego imienia nie posiada, więc zostaje Yve oraz Yv - czyt. Iwi., a drugie: Iw). Tym razem Yvonne otworzyła swoje senne oczy. Ziewnęła potężnie. Rozejrzała się wkoło. Przetarła powieki. Było tu strasznie ciemno. Jedynymi źródłami światła były: ogień w kominku i świece na dwóch nocnych stolikach stojących przy dwóch łóżkach. Spojrzała na swoje ręce. Na lewej ręce miała pierścionek w kształcie gwiazdy. Przypomniało jej się, że pani Rowling dała go jej w rzeczywistym wymiarze. Potem odgarnęła kołdrę i spróbowała stanąć na nogach. - ...Co robisz, Yve? - odezwał się ten sam głos. Spojrzała w tamtym kierunku. Z łazienki wychyliła się ciemnoblond włosa dziewczyna, a oczy miała koloru zgniłej trawy, ale ogólnie była bardzo ładna jak na jedenaście lat.
- Ja... ja nic. - odparła jąkając się. - "Rany... ja mówię i rozumiem angielski!..." - pomyślała.
- To się ubieraj. Zaraz idziemy na zakupy na Pokątną. - oświadczyła i wyszła z pokoju. Yvonne spojrzała na drzwi. Odetchnęła z ulgą. Nie mogła jej powiedzieć, że chce spróbować chodzić. Nie wiedziała czy umiałaby nadal to robić. Spróbowała postawić nogę na podłodze. Noga stała pewnie na niej. Postawiła drugą. Było dobrze. Rozejrzała się wkoło i spostrzegła lustro w kącie. Spróbowała pójść w jego kierunku. Stopy były w porządku i... mogła chodzić! Uradowało ją to. Spróbowała szybciej i pewniej podejść do lustra i zobaczyć swoje odbicie. Zaskoczył ją fakt, że była prawie identyczna do dziewczyny, która ją obudziła. Tyle, że ona (Yvonne) miała blond włosy i jasno zielone oczy.
Rozejrzała się wkoło i odnalazła swoje rzeczy. Ubrała się w jakiś ciuch i wyszła. Pub "Dziurawy Kocioł" był przepełniony od czarodziejów. Zeszła na dół i odnalazła Katrine. Usiadła obok niej i zaczęła jeść jak gdyby nigdy nic. Po pięciu minutach do środka weszły dwie dziewczyny w towarzystwie starszego o kilka lat chłopaka. Yve zauważyła, że gdy dziewczyny przechodziły obok niej jej pierścień zabłysł na rubinowy kolor. - "...To one!" - pomyślała.
- Kate, słuchaj, muszę gdzieś iść. Zaraz wracam. - powiedziała szybko i równie szybko zniknęła za rogiem zaplecza, gdzie było przejście na Pokątną. - ...Madeleine! Agnes! Zaczekajcie! - zawołała nieopodal drzwi. Obie dziewczyny obejrzały się na blondynkę zaskoczone, że zna ich imiona.
- Kim jesteś? - spytał Scott
- Ja? Yvonne Angel. A ty? - zapytała się go.
- Scott McGray. - przedstawił się. Jednak dziewczyna nie zwróciła uwagi na blondyna i spojrzała na dziewczyny.
- Madle, Agnes, słuchajcie spotkałam J.K. i sprowadziła mnie tu. Spójrzcie. - pokazała pierścionek, który błyszczał szkarłatem.
- Madle, czy to możliwe? Czy to jest...
- "Tak. To nasza Iwonka! To Iwona Lisowska!" - wyszeptała podniecona Agnes w języku polskim
- "Jak to możliwe, że możesz chodzić?" - spytała Madle.
- "Pani Rowling mnie uzdrowiła" - wyjaśniła.
- "Dała ci do rąk dziwną starą księgę?" - spytała Agnes.
- "Tak, a co? Wam też dała?" - zdziwiła się.
- "Jasne. Ja nie mam już padaczki, a Agnieszka może normalnie funkcjonować. Lepiej widzi, chodzi, jej ręka jest normalna, a przede wszystkim mówi!" - wymieniała Madle.
- "To super! Pani Rowling wspomniała coś o przemianie mojego pierścienia, i że wy mi w tym pomożecie" - odparła.
- Hm, rozumiem. - odezwała się tym razem po angielsku Madle. - ...Scott, odsuń się. - nakazała mu. Ten nie chętnie tak zrobił. Tymczasem Madle zbliżyła swoją broszkę, a Agnes medalion do pierścionka Yvonne. Jednocześnie obie dziewczyny wypowiedziały te słowa:
- Credendo Vides! - niespodziewanie najpierw rozbłysło białe światło, które oślepiło wszystkich. Trwało to dziesięć sekund. Potem buchnęło szkarłatne, które oplotło Madle, Agnes i Yvonne zamieniając się w trzy osobne kokony. Owe kokony połączyły się i uformowały się w szerokie światło, które poleciało ku niebu robiąc wir i przecinając zachmurzone niebo. Uniosło się w górę i zawisło na chwilę nad ziemią, a potem wróciło z powrotem ku dziewczętom, które od siły owego światła i wiatru upadły na ziemię tracąc na chwilę przytomność. Najzabawniejsze było w tym to, że nikt tego nie zauważył... oprócz Scotta... i Jessici, która, wchodząc też to widziała. Oboje podeszli do trzech dziewcząt.
- Madle, nic ci nie jest? - spytał Scott stanąwszy nad nią.
- Gdzie... gdzie ja... jestem? - spytała Madle otwierając oczy.
- Czy to niebo? - spytała Agnes.
- Kołuje mi się w głowie... - mówiła Yvonne.
- Co to za światełka? - bełkotała Agnes. Madle spróbowała wstać, ale jęknęła. Oparła się o łokcie i dotknęła głowy.
- Głowa mi nawala! Co się stało? - zapytała. Scott i Kate spojrzeli po sobie, a potem na trzy dziewczyny.
- Myśleliśmy, że wy nam powiecie. Co wy właściwie zrobiłyście? - spytała Kate. Wszystkie trzy spojrzały po sobie.
- Ee... my... ten tego... - jąkała się Madle. - ...Nic. Zapomnijcie i... - urwała, bo Scott zauważył jej broszkę na szacie.
- Madle, co z twoją różą? Czemu jest innego koloru? - spytał. Ruda spojrzała na przedmiot i spostrzegła, że się zmieniła. Wcześniej była biała, a teraz jest...
- Płatki są kolorowe, a raczej tęczowe. - stwierdziła Kate. Wszystkie trzy spojrzały na brunetkę ze zdziwieniem.
- Ty... To ty go widzisz? Znaczy kolor... Widzisz kolor? Nie jest dla ciebie bezbarwny? - spytała Agnes.
- Agnes! Twój wisiorek! - zawołała Madle spojrzawszy na jej szyję. Blondynka spojrzała na niego i zobaczyła, że wisiorek jest inny. Błyszczał jasnym światłem jak zresztą róża Madle. Był biało-czarny.
- To by znaczyło, że mój pierścionek też się zmienił! - oświadczyła Yvonne podnosząc rękę. Wszyscy nachylili się nad nim. Był to pierścionek w kształcie serca i o kolorach tęczowym.
- Jej, ale wypasiony! - zachwyciła się Madle.
- Masz rację, ale... - zaczął Scott, jednak mu przerwała Agnes mówiąc:
- Przepraszam, że wam przerwę, ale Harry właśnie przyszedł do Dziurawego Kotła. - powiedziała spojrzawszy w kierunku pubu zauważywszy Hagrida, a obok niego niskiego bruneta w okularach.
- Jasny gwint! Oni zaraz tu przyjdą! - pisnęła cicho rozglądając dookoła.
- Musimy stąd iść. - oświadczyła Jesi.
- Dobra. Ja otworzę przejście. - zaproponował Scott. Gdy chłopak go otwierał Jessica spytała:
- A tak właściwie czemu chcecie tak poznać Harry'ego Pottera? - spytała.
- Też jestem ciekaw. - odezwał się Scott.
- Nie teraz! - powiedziały zgodnie Yvonne, Agnes i Madle wpychając bezceremonialnie Scotta i Jesi na ulicę Pokątną. Ledwo przejcie się zamknęło i weszli do pierwszego lepszego sklepu chowając się tam. Wyjrzeli ukradkiem przez okno przyglądając się jak Hagrid pokazuje sklepy zielonookiemu i na Harry'ego jak rozgląda się w koło z zachwytem. Gdy przeszli obok ich kryjówki Madle i Agnes odetchnęły naraz z ulgą opierając się o ścianę.
- Mało brakowało! - westchnęła Yvonne przyglądając się chłopakowi.
- Yve, co tu robisz? Miałaś na mnie poczekać u Olivandera. - rozległ się czyjś głos. To była pani Angel.
- Mamo! Przepraszam. Po drodze spotkałam tą trójkę. - pokazała na przyjaciół.
- Rozumiem.
- W czym mogę pomóc? - rozległ się inny kobiecy głos. Okazało się, że weszli do apteki.
- Tak, poproszę dwa komplety podstawowych składników do eliksirów. - odezwała się pani Angel.
- Rozumiem. Zaraz przyniosę. - powiedziała i zniknęła.
Po niedługiej chwili...
- Ej, Yvonne, ta dziewczyna na ulicy jest dziwnie podobna do ciebie. - odezwała Madle zerknąwszy w kierunku ulicy. Zielonooka spojrzała tam i zobaczyła swoją siostrę.
- Zaraz wracam!... - i wybiegła podbiegając do niej. - ...Kate, tutaj! Tutaj jestem! - zawołała.
- Yve! Jak dobrze! Mamo, tato! Zna... - urwała, bo Yvonne zakryła jej usta i wepchnęła do apteki.
- Cicho, pedantko! Od teraz masz mnie uważnie słuchać. Rozumiemy się? Odsłonię ci usta, a ty nie wezwiesz rodziców, jasne?... - spytała. Ta kiwnęła głową trochę wystraszona. - ...Świetnie... - tu odsłoniła jej usta i zaprowadziwszy bliżej przyjaciół. - ...Po pierwsze chcę ci przedstawić moich przyjaciół. Madeleine i Jessicę Beckett oraz Agnes i Scotta McGray. Kochani, to moja siostra bliźniaczka Katrine Angel. - przedstawiła ich sobie.
- Miło nam cię poznać, Katrine. - powiedziała Agnes ściskając jej rękę.
- Mnie też jest miło. - powiedziała wyżej wymieniona.
- Kupiłem już wszystko. Możemy iść. - odezwała się pani Angel.
- Czekajcie, ja jeszcze nie kupiłam dla nas składników. - zawołała Kate i ruszyła ku sprzedawcy. Po niecałych siedmiu minutach miała w ręku dwa komplety składników dla siebie i Yve.
~~*~~
Chodzili od sklepu do sklepu kupując wszystkie potrzebne rzeczy dla naszych bohaterek i Kate oraz brakujące rzeczy dla Scotta. Minęło jakieś dwadzieścia minut, a broszka Madle zaczęła dzwonić. Spojrzeli na nią dziwiąc się.
- Co się dzieje? - spytała Jessica. Yvonne przypomniała sobie słowa J.K. "Po połączeniu z twoim pierścieniem wasze biżuterie będą mieć magiczne właściwości". Tylko jakie? Madle zdjęła ją i przyjrzała się.
- Madle, czekaj. Muszę ci coś powiedzieć. J.K. Powiedziała mi, że po połączeniu z moim pierścionkiem nasze biżuterie będą mieć magiczne właściwości. - oświadczyła Yvonne.
- Ale jakie? - spytała.
- Tego nie wiem... - odparła spojrzawszy na swój pierścionek. Dopiero teraz zauważyła, że coś się zmieniło. Jeden z kryształów błyszczał jasnym światłem bardziej niż inne. - ...Zobaczcie! - zawołała. Wszyscy spojrzeli na pierścionek.
- Chwila, która godzina? - spytała Madle rozglądając się wokoło.
- 10:40. - odpowiedział Scott. Madle zaczęła się rozglądać dookoła uważniej i nagle zobaczyła w oddali Hagrida wchodzącego do sklepu ze zwierzętami.
- Już wiem! Chodźcie za mną! - zawołała. Pobiegli za panną Beckett. Ruszyła przodem. Znaleźli ją przy sklepie z różdżkami.
- Co tu robimy?... - spytał Scott. - ...Ja mam już różdżkę. - stwierdził. Rudowłosa zakryła mu usta u schowali się zerkając do środka przez okno.
- Cicho, pedancie! Harry teraz kupuje różdżkę. Zostańcie tutaj. Agnes, ty też. - dodała, gdy ta chciała iść za nią. Madle weszła do środka. Zadzwonił dzwonek, gdy otwierała drzwi.
- Dzień dobry, panie Olivander. Och, to przecież Harry Potter. Witaj. Ja jestem Madeleine Beckett. Miło mi. - przywitała się.
- Mnie też. Kupujesz różdżkę? - spytał.
- Powiedzmy. - odparła wzruszając ramionami. Nagle zza rogu wyszedł starszy mężczyzna z kilkoma pudełkami, w których były różdżki.
- Dzień dobry... - przywitał się zauważając dziewczynę. - ...Kupuje pani różdżkę? - spytał.
- Tak, ale pan Potter był pierwszy. Niech on pierwszy kupi. - zaproponowała.
- Nie, panie mają pierwszeństwo. - oświadczył Harry.
- Och, dzięki, Harry. - tu podrapała się w kark czując dyskomfort.
- Nazywa się pani...?
- Beckett. Madeleine Beckett. - przedstawiła się.
- Więc, panno Beckett, która ręka ma moc? - spytał pan Olivander.
- Prawa. - odparła. Mężczyzna wziął miarę i po chwili przyniósł kilka innych pudełek i podawał jej mówiąc, która jest jaka.
Po około dziesięciu minutach natrafiła na tą odpowiednią:
- Róg jednorożca, dąb, dwanaście i pół cala. Dobra do transmutacji. - wyrecytował. Ujęła ją w rękę i nagle poczuła ciepło przepływające z ręki przez ramię do głowy aż poczuła podmuch we włosach. Czuła się jednością z różdżką. Zapłaciła za nią osiem galeonów. Teraz przyszła kolej na Harry'ego. Dużo różdżek nie chciało być mu posłuszna, lecz Madle wiedziała jaka mu jest potrzebna. Nie mogąc wytrzymać wyjęła swoją różdżkę i zawołała:
- Accio, różdżka z ostrokrzewu, 11 cali, z piórem feniksa Fawkesa. - skupiła się mocno i chwilę potem z jednej z półek wyleciało pudełko z różdżką. Pan Olivander idąc między pułkami stanął w miejscu i zobaczył owe pudełko. Nie mogła dłużej utrzymać zaklęcia, więc pudełko opadło, ale mężczyzna w ostatniej chwycił je w ramiona, obejrzał je, spojrzał w naszym kierunku. Zauważył, że Madle chowa różdżkę do kieszeni. Skierował się ku Harry'emu i stanął tuż przed nim. Podał mu różdżkę, a ten ją wziął do ręki. Powiał ten sam wiatr odsłaniając bliznę.
- To bardzo dziwne. Bardzo dziwne. - powiedział powoli mężczyzna.
- Zaraz... co jest takie dziwne? - spytał Harry.
- Dobrze pamiętam każdą różdżkę, którą sprzedałem... - wyjaśnił mężczyzna. - ...I pióro feniksa, które jest w pana różdżce uronił jeszcze jedno pióro, ale tylko jedno.
- Dlaczego to jest dziwne? - spytał Harry.
- Jest to dziwne, bo to drugie pióro znajduje się w różdżce, która zrobiła ci tą bliznę... - stwierdziła Madle - ...Harry, zapłać, a ci wyjaśnię o, co chodzi i kto ci to zrobił. To nie jest miejsce na takie rozmowy. Proszę... - dodała Madle. Harry patrzył na nią przez chwilę, a potem wyszedł za nią uprzednio płacąc Ollivanderowi. Stanęli przed sklepem. - ...Hej, siostra, zobacz jaką fajną kupiłam różdżkę! - zawołała Madle podbiegając do Jessici.
- Siostra? - zdziwił się Harry.
- A no tak. Przepraszam, Harry. Przedstawiam ci moją ferajnę. Więc tak, to moja starsza siostra Jessica, a to moi przyjaciele: Agnes i jej starszy brat Scott McGray. A to bliźniaczki Angel. Yvonne i Katrine. - przedstawiła ich po kolei.
- Miło mi. Ja jestem Harry Potter. - przedstawił się.
- Wiemy kim jesteś... - zachichotała Jesi. Madle trąciła ją w ramię. - ...No co? - spytała.
- Przestań. Chodźcie do Dziurawego Kotła. Tam pogadamy. - dodała Madle.
- Poza tym pewnie nasi rodzice się martwią. - wtrąciła swe trzy grosze Jessica.
- Nie przypominaj. - jęknęła jej siostra, więc poszli w wyznaczonym sobie kierunku. Zasiedli do stołu i rozpoczęli rozmowę.