sobota, 30 marca 2013

Rozdział 4 - Dawna znajoma i wyprawa na Pokątną

W tym samym czasie w rzeczywistym wymiarze... Polska... Pruszków...
        W jednym z domów jednorodzinnych mieszkała czteroosobowa rodzina: ojciec, matka, 35-letnia córka i 27-letni syn. Byli oni szczęśliwą rodziną, jednak córka jeździła na wózku i to im trochę utrudniało życie. Mimo tego i tak byli szczęśliwi i sobie radzili.
        Córka była długowłosą brunetką o ciemno niebieskich oczach. Nie była niezbyt wysoka.



        Tego dnia córka miała iść na rehabilitację do pobliskiego szpitala. Jej matka zawiozła ją tam nie przeczuwając, że dziś życie jej córki zmieni się nie do poznania. Gdy dotarły na miejsce kobieta wyjęła wózek z bagażnika i ustawiła przy drzwiach samochodu, gdzie siedziała jej córka. Otworzyła drzwi i powiedziała:
- Iwonko, chodź. - powiedziała wyciągając jej nogi z samochodu, a potem pomogła jej wysiąść i usiąść na wózku inwalidzkim. Gdy w końcu jej matka zamknęła samochód poprowadziła wózek Iwony ku szpitalowi i zaprowadziła w miejsce, gdzie miała odbyć się cotygodniowa rehabilitacja. Przechodząc obok jeden z sal Iwona zauważyła kątem oka jakąś dziwnie znajomą kobietę.
- Mamo, poczekaj. - powiedziała.
- Co się stało? - spytała spojrzawszy na nią.
- Zawróć. Chcę coś zobaczyć. - oświadczyła.
- Gdzie? - zapytała.
- Do sali, którą właśnie minęłyśmy. - wyjaśniła. Starsza kobieta cofnęła się i zajrzały do wymienionej sali przez Iwonę. Obie kobiety zobaczyły blond kobietę.
- Kim pani jest? - spytała matka Iwony.
- Mamo, nie poznajesz jej? - spytała.
- Nie. - przyznała.
- To Joanne Katrine Rowling. Autorka powieści siedmiu tomów o młodym czarodzieju, Harrym Potterze. Adam ma wszystkie tomy i filmy. Ma również plakaty i muzykę do filmów w swoim komputerze. - oświadczyła mając na myśli swego młodszego brata.
- Rozumiem.
- "Jestem pod wrażeniem, panno Lisowska" - odezwała się pani Rowling. Obie kobiety spojrzały na nią zaskoczone.
- Skąd pani zna język polski? - spytała Iwona.
- "Nie znam języka polskiego. Rozmawiam z wami przez wasze umysły..." - wyjaśniła po czym dodała: - "...Mam do ciebie pytanie, panno Lisowska" - zwróciła się do Iwony.
- Słucham, co to za pytanie? - zapytała.
- "Czy znasz może dwie dziewczyny o nazwiskach: Matuszewska i Kraszewska?" - zapytała. Obie kobiety spojrzały na siebie.
- Ja znam Kraszewskich. - odezwała się Iwona.
- A ja znam ojca Magdaleny. - dodała matka Iwony.
- "Rozumiem. Mam dla ciebie propozycję, Iwono. Co byś powiedziała bym ci zaproponowała podróż między wymiarową do świata Harry'ego Pottera? Magdalena i Agnieszka też już tam są. Dam ci czarodziejskie moce i zdolności, a także sprawię, że będziesz chodzić oraz lepiej widzieć. Jednak pamiętaj: tylko tam będziesz chodzić, tu nie. Gdy tam przybędziesz spotkasz obie dziewczęta, ale będą inaczej wyglądać. Poznasz je po rubinach jakie będą nosić przy swoich biżuteriach. Ty otrzymasz pierścionek, który po zbliżeniu ich przedmiotów zmieni się w rubin i w ten sposób się rozpoznacie. Czy zgadzasz się na tą podróż?" - zapytała J.K. Iwona patrzyła na blondynkę przez kilka chwil aż w końcu odparła:
- Zgoda. Co mam zrobić, by się przenieść do magicznego świata?... - zapytała. Kobieta podeszła do niej, ujęła jej lewą dłoń i założyła pierścionek. U szczytu pierścionka była gwiazda z kryształów.


- ...Śliczny! - zawołała wpatrując się w niego.
- "Dziękuję. Posłuchaj: Nie zdejmuj go za żadne skarby świata. Tu wygląda jak zwykły pierścionek zaręczynowy, ale w tamtym świecie ma magiczne właściwości. Wasze biżuterie będą wam służyć jeśli stracicie różdżkę lub nie będziecie umieć się posługiwać magią bezróżdżkową bądź niewerbalną. Wiesz co to znaczy?" - zapytała na koniec.
- Mniej-więcej. - odparła.
- "Dziewczyny, a szczególnie Magda ci wszystko wyjaśnią. Teraz uzgodnijmy jak chcesz się nazywam w tamtym świecie i wyglądać" - oświadczyła.
- Cóż, chcę być blondynką o krótkich włosach i niebieskich oczach, a nazywać się chcę...
- "Może chcesz mieć trochę dłuższe włosy?" - zapytała J. K.
- No dobrze.
- "A tożsamość?" - zapytała blond kobieta.
- Nie wiem. Niech mi pani coś wymyśli. Nie znam się na angielskich nazwiskach. - poprosiła.
- Kochanie, a może Angel? To oznacza z angielskiego anioł. Poza tym pani Rowling mogłaby sprawić byś znała angielski, bo w końcu pochodzi z Anglii i akcja z jej książki o Potterze tam się właśnie dzieje. - oświadczyła.
- Masz rację, mamo. Zgoda, niech będzie Angel. Pani Rowling, czy może mnie pani tam już wysłać? - poprosiła.
- "Po kolei, droga panno. Najpierw muszę cię uzdrowić" - wyjaśniła. Wyjęła zza pazuchy księgę i podała ją młodszej kobiecie. Ta ją wzięła w obie ręce i nagle-niespodziewanie powiał wiatr, który ulokował się wokół jej nóg i oczu. Obie kobiety cofnęły się gwałtownie, gdyż wózek inwalidzki przewrócił się na bok z głuchym: 

"PAC!"

a drzwi trzasnęły z hukiem, za to Iwona unosiła się coraz bardziej ku sufitowi. Lewitowała pod nim poziomo przez dziesięć sekund aż w końcu upadła gwałtownie ku ziemi. W ostatniej chwili pani Lisowska chwyciła ją w powietrzu by nie zrobiła sobie krzywdy. Położyła ją na najbliższym łóżku.
- Iwonko, obudź się. Skarbie, proszę. - prosiła jej matka.
        Po pięciu minutach młoda kobieta rzeczywiście się obudziła. Zamrugała oczami, sięgnęła do okularów i spojrzała na matkę.
- Mamo... Ja... ja widzę bez okularów! - wyszeptała. Pani Lisowska spojrzała najpierw na córkę, a potem na panią Rowling z wielkim szokiem.
- To cud!
- "To jeszcze nie jest cud, pani Lisowska. Iwono, spróbuj wstać" - prosiła spojrzawszy na nią.
- Ale przecież ona...
- "Spokojnie. Dzięki księdze, którą dotknęła pani córka sprawiam, że mogę uleczyć każdą chorą osobę. Jednak chcę coś w zamian, bo nie leczę byle kogo..." - zauważyła. - "...Leczę tylko tych, co mają wyobraźnię i znają tematykę o Harrym Potterze, jego bohaterach oraz ich szczegółową historię, a także to, co się dzieje w każdym tomie" - wyjaśniła.
- Rozumiem. - Tymczasem Iwona spróbowała iść. Na początku trochę źle jej to szło, ale w końcu, po kilku próbach udało jej się. Chodziła!
- Mamo, widzisz to? Ja chodzę! I to sama, bez chodzika! - pisnęła.
- Córeczko! To wspaniale! - i przytuliła ją.
- "Moje drogie, nadszedł już czas. Iwona musi już się przenieść. Iwona, chcę cię powiadomić, że przeniosę do innej rodziny, która będzie się tobą opiekować. Odmłodzę cię o kilkanaście lat. Będziesz mieć tam bliźniaczkę. Dziewczyny też mają rodzeństwo..." - oznajmiła. - "...Jutro rano obudzisz się w jednym z pokoi Dziurawego Kotła wraz ze swoją siostrą bliźniaczką. Pamiętaj: Tam będziesz się nazywała Yvonne Loreine Angel i będziesz mieć jedenaście lat. Twoja siostra będzie się nazywała Catherine Melanie Angel. Jesteście zżyte i prawie podobne jak dwie krople wody. Nie denerwuj się i nie stresuj. Będzie dobrze. Magda i Agnieszka będą przy tobie, gdy tylko się spotkacie. Tu masz ich zdjęcia..." - podała je. - "...U nich jest 29 lipca 1991 roku, więc pójdą na ulicę Pokątną. Musisz tylko wyczuć kiedy tam pójdą" - wyjaśniła.
- A jak mam to zrobić? - spytała.
- "Dzięki temu pierścionkowi będziesz miała tą umiejętność. Po połączeniu z twoim pierścieniem wasze biżuterie będą mieć magiczne właściwości. Ty będziesz posiadała moc wyczuwania obecności nawet na odległość dobrych jak i złych ludzi. Gdy przejdziesz na tamtą stronę zostaniesz obdarzona podstawowymi informacjami nie tylko na temat twojej rodziny, która się tobą zaopiekuje w Anglii, ale też na temat świata magii. Nie mówię tu o zaklęciach, ale innych sprawach. Sama się dowiesz na miejscu o wszystkim. Gotowa?" - spytała na koniec.
- Sądzę, że tak. - odparła Iwona.
- "Dobrze więc..." - machnęła ręką w lewo i po chwili pojawił się wirujący portal. - "...Wejdź do środka" - nakazała. Iwona zrobiła pierwszy krok, ale jej matka zatrzymała ją tuląc ją do swojej piersi.
- Kochanie, bądź ostrożna. Pisz do mnie i...
- "Niestety, ale nie będzie mogła z nikim się kontaktować. Nie ma już odwrotu, pani Lisowska. Iwona, a także Magda i Agnieszka zawarły ze mną magiczny kontrakt i muszą go dotrzymać. Umowa nie jest do końca życia, tylko na siedem lat. Obiecuję, że będę mieć na dziewczęta oko i zrobię wszystko, by nic im się nie stało" - obiecała J.K.
- Rozumiem. Powodzenia, Iwonko. Niech los ci sprzyja. - powiedziała jej matka i pocałowała ją w czoło.
- "Iwona, jesteś gotowa?" - spytała pani Rowling.
- Tak. - odpowiedziała zbliżywszy się do niej. Kobieta machnęła ręką i po chwili pojawił się obok niej wirujący portal.
- "W momencie, gdy będziesz przechodziła przez niego pomyśl o swojej nowej tożsamości i wyglądzie. Ja cię przemienię i przeniosę bezpośrednio do Dziurawego Kotła i się tam obudzisz. Zapamiętaj jak będziesz się tam nazywać i nie zapomnij o tym, że nie możesz mówić żadnej mojej postaci o jej losie. Będziesz też mówiła, pisała i rozumiała angielski, francuski i bułgarski. A wyprzedzając twoje następne pytanie: taka była prośba Magdy, by znać szczególnie te języki" - objaśniła blond kobieta. Iwona skinęła głową i weszła w portal. Moment potem zniknęła w czeluściach portalu. Ledwo przekroczyła go, gdy poczuła się śpiąca.

~~*~~

Inny wymiar...
        Obudził ją czyjś stłumiony głos:
- Yvonne, obudź się. Zaraz schodzimy śniadanie... - usłyszała stłumiony głos. Był on dziewczynie nie znany, więc nie wstawała. Po niedługiej chwili ktoś nią potrząsnął lekko i powtórzył: - ...Yv, wstawaj. - powtórzył ten sam głos (od autorki: Yv i Yve - zdrobnienie od Yvonne - czyt. Iwon. Mogę też pisać [jak ktoś chce] "Eve", ale to wtedy zdrobnienie od Eveline, a nasza trzecia bohaterka takowego imienia nie posiada, więc zostaje Yve oraz Yv - czyt. Iwi., a drugie: Iw). Tym razem Yvonne otworzyła swoje senne oczy. Ziewnęła potężnie. Rozejrzała się wkoło. Przetarła powieki. Było tu strasznie ciemno. Jedynymi źródłami światła były: ogień w kominku i świece na dwóch nocnych stolikach stojących przy dwóch łóżkach. Spojrzała na swoje ręce. Na lewej ręce miała pierścionek w kształcie gwiazdy. Przypomniało jej się, że pani Rowling dała go jej w rzeczywistym wymiarze. Potem odgarnęła kołdrę i spróbowała stanąć na nogach. - ...Co robisz, Yve? - odezwał się ten sam głos. Spojrzała w tamtym kierunku. Z łazienki wychyliła się ciemnoblond włosa dziewczyna, a oczy miała koloru zgniłej trawy, ale ogólnie była bardzo ładna jak na jedenaście lat.


- Ja... ja nic. - odparła jąkając się. - "Rany... ja mówię i rozumiem angielski!..." - pomyślała.
- To się ubieraj. Zaraz idziemy na zakupy na Pokątną. - oświadczyła i wyszła z pokoju. Yvonne spojrzała na drzwi. Odetchnęła z ulgą. Nie mogła jej powiedzieć, że chce spróbować chodzić. Nie wiedziała czy umiałaby nadal to robić. Spróbowała postawić nogę na podłodze. Noga stała pewnie na niej. Postawiła drugą. Było dobrze. Rozejrzała się wkoło i spostrzegła lustro w kącie. Spróbowała pójść w jego kierunku. Stopy były w porządku i... mogła chodzić! Uradowało ją to. Spróbowała szybciej i pewniej podejść do lustra i zobaczyć swoje odbicie. Zaskoczył ją fakt, że była prawie identyczna do dziewczyny, która ją obudziła. Tyle, że ona (Yvonne) miała blond włosy i jasno zielone oczy.


Rozejrzała się wkoło i odnalazła swoje rzeczy. Ubrała się w jakiś ciuch i wyszła. Pub "Dziurawy Kocioł" był przepełniony od czarodziejów. Zeszła na dół i odnalazła Katrine. Usiadła obok niej i zaczęła jeść jak gdyby nigdy nic. Po pięciu minutach do środka weszły dwie dziewczyny w towarzystwie starszego o kilka lat chłopaka. Yve zauważyła, że gdy dziewczyny przechodziły obok niej jej pierścień zabłysł na rubinowy kolor. - "...To one!" - pomyślała.
- Kate, słuchaj, muszę gdzieś iść. Zaraz wracam. - powiedziała szybko i równie szybko zniknęła za rogiem zaplecza, gdzie było przejście na Pokątną. - ...Madeleine! Agnes! Zaczekajcie! - zawołała nieopodal drzwi. Obie dziewczyny obejrzały się na blondynkę zaskoczone, że zna ich imiona.
- Kim jesteś? - spytał Scott
- Ja? Yvonne Angel. A ty? - zapytała się go.
- Scott McGray. - przedstawił się. Jednak dziewczyna nie zwróciła uwagi na blondyna i spojrzała na dziewczyny.
- Madle, Agnes, słuchajcie spotkałam J.K. i sprowadziła mnie tu. Spójrzcie. - pokazała pierścionek, który błyszczał szkarłatem.
- Madle, czy to możliwe? Czy to jest...
- "Tak. To nasza Iwonka! To Iwona Lisowska!" - wyszeptała podniecona Agnes w języku polskim
- "Jak to możliwe, że możesz chodzić?" - spytała Madle.
- "Pani Rowling mnie uzdrowiła" - wyjaśniła.
- "Dała ci do rąk dziwną starą księgę?" - spytała Agnes.
- "Tak, a co? Wam też dała?" - zdziwiła się.
- "Jasne. Ja nie mam już padaczki, a Agnieszka może normalnie funkcjonować. Lepiej widzi, chodzi, jej ręka jest normalna, a przede wszystkim mówi!" - wymieniała Madle.
- "To super! Pani Rowling wspomniała coś o przemianie mojego pierścienia, i że wy mi w tym pomożecie" - odparła.
- Hm, rozumiem. - odezwała się tym razem po angielsku Madle. - ...Scott, odsuń się. - nakazała mu. Ten nie chętnie tak zrobił. Tymczasem Madle zbliżyła swoją broszkę, a Agnes medalion do pierścionka Yvonne. Jednocześnie obie dziewczyny wypowiedziały te słowa:
- Credendo Vides! - niespodziewanie najpierw rozbłysło białe światło, które oślepiło wszystkich. Trwało to dziesięć sekund. Potem buchnęło szkarłatne, które oplotło Madle, Agnes i Yvonne zamieniając się w trzy osobne kokony. Owe kokony połączyły się i uformowały się w szerokie światło, które poleciało ku niebu robiąc wir i przecinając zachmurzone niebo. Uniosło się w górę i zawisło na chwilę nad ziemią, a potem wróciło z powrotem ku dziewczętom, które od siły owego światła i wiatru upadły na ziemię tracąc na chwilę przytomność. Najzabawniejsze było w tym to, że nikt tego nie zauważył... oprócz Scotta... i Jessici, która, wchodząc też to widziała. Oboje podeszli do trzech dziewcząt.
- Madle, nic ci nie jest? - spytał Scott stanąwszy nad nią.
- Gdzie... gdzie ja... jestem? - spytała Madle otwierając oczy.
- Czy to niebo? - spytała Agnes.
- Kołuje mi się w głowie... - mówiła Yvonne.
- Co to za światełka? - bełkotała Agnes. Madle spróbowała wstać, ale jęknęła. Oparła się o łokcie i dotknęła głowy.
- Głowa mi nawala! Co się stało? - zapytała. Scott i Kate spojrzeli po sobie, a potem na trzy dziewczyny.
- Myśleliśmy, że wy nam powiecie. Co wy właściwie zrobiłyście? - spytała Kate. Wszystkie trzy spojrzały po sobie.
- Ee... my... ten tego... - jąkała się Madle. - ...Nic. Zapomnijcie i... - urwała, bo Scott zauważył jej broszkę na szacie.
- Madle, co z twoją różą? Czemu jest innego koloru? - spytał. Ruda spojrzała na przedmiot i spostrzegła, że się zmieniła. Wcześniej była biała, a teraz jest...



- Płatki są kolorowe, a raczej tęczowe. - stwierdziła Kate. Wszystkie trzy spojrzały na brunetkę ze zdziwieniem.
- Ty... To ty go widzisz? Znaczy kolor... Widzisz kolor? Nie jest dla ciebie bezbarwny? - spytała Agnes.
- Agnes! Twój wisiorek! - zawołała Madle spojrzawszy na jej szyję. Blondynka spojrzała na niego i zobaczyła, że wisiorek jest inny. Błyszczał jasnym światłem jak zresztą róża Madle. Był biało-czarny.


- To by znaczyło, że mój pierścionek też się zmienił! - oświadczyła Yvonne podnosząc rękę. Wszyscy nachylili się nad nim. Był to pierścionek w kształcie serca i o kolorach tęczowym.



- Jej, ale wypasiony! - zachwyciła się Madle.
- Masz rację, ale... - zaczął Scott, jednak mu przerwała Agnes mówiąc:
- Przepraszam, że wam przerwę, ale Harry właśnie przyszedł do Dziurawego Kotła. - powiedziała spojrzawszy w kierunku pubu zauważywszy Hagrida, a obok niego niskiego bruneta w okularach.
- Jasny gwint! Oni zaraz tu przyjdą! - pisnęła cicho rozglądając dookoła.
- Musimy stąd iść. - oświadczyła Jesi.
- Dobra. Ja otworzę przejście. - zaproponował Scott. Gdy chłopak go otwierał Jessica spytała:
- A tak właściwie czemu chcecie tak poznać Harry'ego Pottera? - spytała.
- Też jestem ciekaw. - odezwał się Scott.
- Nie teraz! - powiedziały zgodnie Yvonne, Agnes i Madle wpychając bezceremonialnie Scotta i Jesi na ulicę Pokątną. Ledwo przejcie się zamknęło i weszli do pierwszego lepszego sklepu chowając się tam. Wyjrzeli ukradkiem przez okno przyglądając się jak Hagrid pokazuje sklepy zielonookiemu i na Harry'ego jak rozgląda się w koło z zachwytem. Gdy przeszli obok ich kryjówki Madle i Agnes odetchnęły naraz z ulgą opierając się o ścianę.
- Mało brakowało! - westchnęła Yvonne przyglądając się chłopakowi.
- Yve, co tu robisz? Miałaś na mnie poczekać u Olivandera. - rozległ się czyjś głos. To była pani Angel.
- Mamo! Przepraszam. Po drodze spotkałam tą trójkę. - pokazała na przyjaciół.
- Rozumiem.
- W czym mogę pomóc? - rozległ się inny kobiecy głos. Okazało się, że weszli do apteki.
- Tak, poproszę dwa komplety podstawowych składników do eliksirów. - odezwała się pani Angel.
- Rozumiem. Zaraz przyniosę. - powiedziała i zniknęła.
Po niedługiej chwili...
        - Ej, Yvonne, ta dziewczyna na ulicy jest dziwnie podobna do ciebie. - odezwała Madle zerknąwszy w kierunku ulicy. Zielonooka spojrzała tam i zobaczyła swoją siostrę.
- Zaraz wracam!... - i wybiegła podbiegając do niej. - ...Kate, tutaj! Tutaj jestem! - zawołała.
- Yve! Jak dobrze! Mamo, tato! Zna... - urwała, bo Yvonne zakryła jej usta i wepchnęła do apteki.
- Cicho, pedantko! Od teraz masz mnie uważnie słuchać. Rozumiemy się? Odsłonię ci usta, a ty nie wezwiesz rodziców, jasne?... - spytała. Ta kiwnęła głową trochę wystraszona. - ...Świetnie... - tu odsłoniła jej usta i zaprowadziwszy bliżej przyjaciół. - ...Po pierwsze chcę ci przedstawić moich przyjaciół. Madeleine i Jessicę Beckett oraz Agnes i Scotta McGray. Kochani, to moja siostra bliźniaczka Katrine Angel. - przedstawiła ich sobie.
- Miło nam cię poznać, Katrine. - powiedziała Agnes ściskając jej rękę.
- Mnie też jest miło. - powiedziała wyżej wymieniona.
- Kupiłem już wszystko. Możemy iść. - odezwała się pani Angel.
- Czekajcie, ja jeszcze nie kupiłam dla nas składników. - zawołała Kate i ruszyła ku sprzedawcy. Po niecałych siedmiu minutach miała w ręku dwa komplety składników dla siebie i Yve.

~~*~~

        Chodzili od sklepu do sklepu kupując wszystkie potrzebne rzeczy dla naszych bohaterek i Kate oraz brakujące rzeczy dla Scotta. Minęło jakieś dwadzieścia minut, a broszka Madle zaczęła dzwonić. Spojrzeli na nią dziwiąc się.
- Co się dzieje? - spytała Jessica. Yvonne przypomniała sobie słowa J.K. "Po połączeniu z twoim pierścieniem wasze biżuterie będą mieć magiczne właściwości". Tylko jakie? Madle zdjęła ją i przyjrzała się.
- Madle, czekaj. Muszę ci coś powiedzieć. J.K. Powiedziała mi, że po połączeniu z moim pierścionkiem nasze biżuterie będą mieć magiczne właściwości. - oświadczyła Yvonne.
- Ale jakie? - spytała.
- Tego nie wiem... - odparła spojrzawszy na swój pierścionek. Dopiero teraz zauważyła, że coś się zmieniło. Jeden z kryształów błyszczał jasnym światłem bardziej niż inne. - ...Zobaczcie! - zawołała. Wszyscy spojrzeli na pierścionek.
- Chwila, która godzina? - spytała Madle rozglądając się wokoło.
- 10:40. - odpowiedział Scott. Madle zaczęła się rozglądać dookoła uważniej i nagle zobaczyła w oddali Hagrida wchodzącego do sklepu ze zwierzętami.
- Już wiem! Chodźcie za mną! - zawołała. Pobiegli za panną Beckett. Ruszyła przodem. Znaleźli ją przy sklepie z różdżkami.
- Co tu robimy?... - spytał Scott. - ...Ja mam już różdżkę. - stwierdził. Rudowłosa zakryła mu usta u schowali się zerkając do środka przez okno.
- Cicho, pedancie! Harry teraz kupuje różdżkę. Zostańcie tutaj. Agnes, ty też. - dodała, gdy ta chciała iść za nią. Madle weszła do środka. Zadzwonił dzwonek, gdy otwierała drzwi.
- Dzień dobry, panie Olivander. Och, to przecież Harry Potter. Witaj. Ja jestem Madeleine Beckett. Miło mi. - przywitała się.
- Mnie też. Kupujesz różdżkę? - spytał.
- Powiedzmy. - odparła wzruszając ramionami. Nagle zza rogu wyszedł starszy mężczyzna z kilkoma pudełkami, w których były różdżki.
- Dzień dobry... - przywitał się zauważając dziewczynę. - ...Kupuje pani różdżkę? - spytał.
- Tak, ale pan Potter był pierwszy. Niech on pierwszy kupi. - zaproponowała.
- Nie, panie mają pierwszeństwo. - oświadczył Harry.
- Och, dzięki, Harry. - tu podrapała się w kark czując dyskomfort.
- Nazywa się pani...?
- Beckett. Madeleine Beckett. - przedstawiła się.
- Więc, panno Beckett, która ręka ma moc? - spytał pan Olivander.
- Prawa. - odparła. Mężczyzna wziął miarę i po chwili przyniósł kilka innych pudełek i podawał jej mówiąc, która jest jaka.
        Po około dziesięciu minutach natrafiła na tą odpowiednią:
- Róg jednorożca, dąb, dwanaście i pół cala. Dobra do transmutacji. - wyrecytował. Ujęła ją w rękę i nagle poczuła ciepło przepływające z ręki przez ramię do głowy aż poczuła podmuch we włosach. Czuła się jednością z różdżką. Zapłaciła za nią osiem galeonów. Teraz przyszła kolej na Harry'ego. Dużo różdżek nie chciało być mu posłuszna, lecz Madle wiedziała jaka mu jest potrzebna. Nie mogąc wytrzymać wyjęła swoją różdżkę i zawołała:
- Accio, różdżka z ostrokrzewu, 11 cali, z piórem feniksa Fawkesa. - skupiła się mocno i chwilę potem z jednej z półek wyleciało pudełko z różdżką. Pan Olivander idąc między pułkami stanął w miejscu i zobaczył owe pudełko. Nie mogła dłużej utrzymać zaklęcia, więc pudełko opadło, ale mężczyzna w ostatniej chwycił je w ramiona, obejrzał je, spojrzał w naszym kierunku. Zauważył, że Madle chowa różdżkę do kieszeni. Skierował się ku Harry'emu i stanął tuż przed nim. Podał mu różdżkę, a ten ją wziął do ręki. Powiał ten sam wiatr odsłaniając bliznę.
- To bardzo dziwne. Bardzo dziwne. - powiedział powoli mężczyzna.
- Zaraz... co jest takie dziwne? - spytał Harry.
- Dobrze pamiętam każdą różdżkę, którą sprzedałem... - wyjaśnił mężczyzna. - ...I pióro feniksa, które jest w pana różdżce uronił jeszcze jedno pióro, ale tylko jedno.
- Dlaczego to jest dziwne? - spytał Harry.
- Jest to dziwne, bo to drugie pióro znajduje się w różdżce, która zrobiła ci tą bliznę... - stwierdziła Madle - ...Harry, zapłać, a ci wyjaśnię o, co chodzi i kto ci to zrobił. To nie jest miejsce na takie rozmowy. Proszę... - dodała Madle. Harry patrzył na nią przez chwilę, a potem wyszedł za nią uprzednio płacąc Ollivanderowi. Stanęli przed sklepem. - ...Hej, siostra, zobacz jaką fajną kupiłam różdżkę! - zawołała Madle podbiegając do Jessici.
- Siostra? - zdziwił się Harry.
- A no tak. Przepraszam, Harry. Przedstawiam ci moją ferajnę. Więc tak, to moja starsza siostra Jessica, a to moi przyjaciele: Agnes i jej starszy brat Scott McGray. A to bliźniaczki Angel. Yvonne i Katrine. - przedstawiła ich po kolei.
- Miło mi. Ja jestem Harry Potter. - przedstawił się.
- Wiemy kim jesteś... - zachichotała Jesi. Madle trąciła ją w ramię. - ...No co? - spytała.
- Przestań. Chodźcie do Dziurawego Kotła. Tam pogadamy. - dodała Madle.
- Poza tym pewnie nasi rodzice się martwią. - wtrąciła swe trzy grosze Jessica.
- Nie przypominaj. - jęknęła jej siostra, więc poszli w wyznaczonym sobie kierunku. Zasiedli do stołu i rozpoczęli rozmowę.

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 3 - Przebudzenie i powrót do domu

        Magda obudziła się na czymś miękkim. Gdy otworzyła oczy poraziło ją bardzo jasne światło. Zmrużyła je. Ktoś się nad nią pochylił i zadał pytanie.
- Czy nic panience nie jest? - był to łagodny kobiecy głos. To co ją po chwili zaskoczyło, to fakt, że ta kobieta zadała to pytanie po angielsku. Powoli zaczynało do niej docierać co się stało. Przeniosła się z Polski do Anglii. Poprosiła panią Rowling by ona i Agnieszka mogły znać inne języki, a szczególnie angielski, francuski i bułgarski.
- Ja... - zaczęła. Zaskoczył ją kolejny fakt, że zna angielski. - ...Nie, nic. A co się tak właściwie stało? - zapytała.
- Spadła pani ze schodów i się pani poturbowała oraz straciła przytomność. Rodzice przywieźli panienkę do szpitala Świętego Munga... - wyjaśniła kobieta. - ...Pamięta pani jak się nazywa? - zadała ponownie pytanie zaglądając jej do oczu jakimś światełkiem.
- Ja... Ten tego... Mam na imię Madeleine Beckett. - przedstawiłam się pamiętając o tym, że nie jestem już polką.
- Ile masz lat? - spytała pielęgniarka. To było dziwne pytanie, ale coś jej zaświtało w głowie. Przypomniała sobie słowa pani Rowling: "...Pojawicie się dzień przed jedenastoma urodzinami Pottera w gronie rodziny, którą wam sama stworzę..."
- Jedenaście, proszę pani.
- A wiesz jaki mamy dzień?
- Tak. Dziś jest 30 lipca 1991, a jutro są urodziny Harry'ego Pottera. - odparła. Kobieta uśmiechnęła się.
- Dobrze. Przyprowadzę do ciebie twoją rodzinę. - powiedziała.
- Przepraszam, ale czy mogę o coś poprosić? - odezwała się pospiesznie Madeleine.
- Słucham?
- Czy jest tu dziewczynka w moim wieku i czy miała podobny przypadek co ja? - zapytała.
- Cóż, nie jestem upoważniona do udzielania takich informacji. - oświadczyła i już miała odejść, gdy Magda ponowiła prośbę.
- Ale bardzo proszę. - prosiła Madeleine.
- No dobrze. Jest taka dziewczynka. Leży na tym samym oddziale co pani. - oświadczyła.
- Czy ma jakiś znak szczególny? Znaczy się czy ma coś na szyi lub na nadgarstku, jakąś błyskotkę. - spytała.
- Cóż, ma coś takiego. Jest to wisiorek w kształcie serca, a w środku ma dziwny kryształ o nieokreślonym kolorze i pochodzeniu. - wyjaśniła kobieta.
- Niech mnie pani do niej zaprowadzi. Teraz. Bardzo proszę. - błagała.
- No nie wiem. Powinna panienka leżeć.
- Ależ nic mi nie jest, proszę pani!... - powiedziała wstając z łóżka. - ...Niech mnie pani do tej dziewczyny zaprowadzi. - nie ustępowała. Kobieta przez chwilę się wahała aż w końcu westchnęła i machnęła ręką dając znak, by za nią poszła. Szły chwilę aż w końcu weszły do sali nr 16. W środku było sześć łóżek. Trzy były zajęte, ale przy jednym z nich stało troje ludzi.
- To ta, tam. - wskazała na łóżko przy oknie. Akurat przy tym stali ludzie.
- Dzięki. - szepnęła i zbliżyła się do łóżka na odpowiednią odległość. Żadne ze zgromadzonych jeszcze jej nie zauważyło. Leżała tam śliczna długowłosa blondynka.


Spała kamiennym snem. Była śliczna. - ...Czy próbowaliście wszystkiego, by ją wybudzić? - spytała pielęgniarki.
- Tak. - odparła.
- Ile tak już śpi? - zapytała.
- Od pięciu godzin... - odpowiedziała kobieta. - ...ale czemu panienkę to interesuje? - zapytała.
- Bo chyba wiem jak ją obudzić. - powiedziała zbliżając na taką odległość, by ją usłyszeli ludzie przy łóżku Agnes. Pani McGray, która to usłyszała zapytała:
- Kim pani jest?
- Jestem Madeleine Beckett... - przedstawiła się. - ...i wyprzedzając pani następne pytanie wiem jak można wyleczyć państwa córkę. Jednak chcę was o coś poprosić. - oświadczyła.
- O co? - spytał pan McGray.
- Chciałabym się zaprzyjaźnić z waszą córką oraz z wami. Czy mi na to pozwolicie? - spytała Madeleine.
- Cóż, dobrze. - odparł pan McGray.
- Dziękuję... - podchodząc do łóżka dziewczyny wyjęła z kieszeni broszę w kształcie białej róży.


Usiadła na krawędzi łóżka, sięgnęła do jej szyi i pochwyciła złoty łańcuszek, który miała pod ubraniem. Na końcu łańcuszka wyłonił się wisiorek w kształcie serca. Wewnątrz serca był rubin, który to świecił to gasł. Jakby pulsował lub rozpoznał osobę, która trzymała ów wisiorek.


Spostrzegła, że broszka także pulsowała i świeciła. Madeleine zbliżyła ją do serca i po chwili wypowiedziała te oto słowa: - ...Amicos in sæcula. - szepnęła. Nagle oba przedmioty zajaśniały niespodziewanie jaskrawym światłem, a Madeleine opadła na pierś przyjaciółki mdlejąc.
- Panno Beckett!... - zawołała pielęgniarka podbiegając do rudowłosej, ale nim ją dotknęła coś się stało. Agnes zaczęła się wybudzać. Gdy zobaczyła rude włosy otworzyła oczy jeszcze bardziej. - ...Panno Beckett, nic pani nie jest? - spytała pielęgniarka.
- Beckett?... - spytała zachrypniętym głosem Agnes. - ...Madeleine Beckett? - spytała.
- Tak, córeczko... - odezwała się jej matka. Dziewczyna spojrzała na nią. Miała ciemnorude włosy i ładną buzię.



i nagle sobie uświadomiła co się dzieje. - ...Ta dziewczyna zbudziła cię z pięciogodzinnego snu. W żaden sposób nie można było cię obudzić. - wyjaśniła ze złami w oczach.
- Jak to zrobiła? Jak zdołała mnie obudzić? - spytała.
- Użyła swojej broszki i przybliżyła do twojego wisiorka wypowiadając dziwne słowa w obcym języku. - wyjaśnił blond włosy chłopak stojący obok jej łóżka.


Najwyraźniej był to jej starszy brat. Spojrzała na wisiorek na swej szyi i zobaczyła napis: Amicos in sæcula.
- Przyjaciółki na wieki... - szepnęła. Nie miała pojęcia skąd zna ten język. Pochyliła się, by odszukać broszkę przyjaciółki aż w końcu ją odnalazła. Przyłożyła do swojego wisiorka. I tak jak Madeleine uczyniła to wcześniej wypowiedziała te oto słowa, ale inne: - ...Quia semper somniat quidem absurdum est, si ruinam. - tym razem Agnes nie zemdlała za to rudowłosa obudziła się. Otworzyła oczy, podniosła się do pionu i spojrzała na przyjaciółkę.
- Agnes... - szepnęła. - ...jesteś cała? - spytała.
- Madle*... - uśmiechnęła się blondynka. - ...Dzięki Bogu nic ci nie jest. I oczywiście, mnie także nic nie jest. - dodała. W tym momencie do sali wbiegły trzy rude osoby. Dwie kobiety i jeden mężczyzna.
- Madle, skarbie! - zawołała kobieta.
- Szukaliśmy cię! - dodała dziewczyna.
- Dowiedzieliśmy się, że się obudziłaś. - zakończył mężczyzna. Musieli być to rodzice i siostra Madeleine.
- Nic mi nie jest, mamo. Dowiedziałam się, że taki sam przypadek stał się tej dziewczynie. Mamo, tato, siostro przedstawiam wam Agnes McGray i jej rodzinę. Jeśli pozwolicie chciałabym się z ich córką zaprzyjaźnić. Przeżyłyśmy to samo, więc... - tu przerwała znacząco. - ...Poza tym jesteśmy w tym samym wieku i tak będziemy chodzić do tej samej klasy w Hogwarcie. - oświadczyła Madle.
- Patricku, w sumie nasza córka ma rację. - przyznała jej rację pani Beckett. Mężczyzna popatrzył na młodszą córkę, a potem na żonę, po chwili podszedł do drugiej rodziny i wyciągnął rękę mówiąc:
- Nazywam się Patrick Beckett, a to moja rodzina. Żona Kasandra, starsza córka Jessica i młodsza Madeleine. - przedstawił swoją rodzinę pan Beckett. Tymczasem pan McGray również wyciągnął rękę na przywitanie i także przedstawił swoją rodzinę:
- Ja mam na imię Nicolas, a oto moja rodzina: żona Suzanne, starszy syn Scott i młodsza córka Agnes. - przedstawił po kolei. Obie dziewczyny przynajmniej wiedziały jak mają na imię członkowie ich rodzin. Coś jednak tu nie pasowało. Imiona i nazwisko państwa McGray były Mugolskie. To by znaczyło, że albo byli Mugolami albo szalami.
- Agnes,... - szepnęła Madle do przyjaciółki. - ...musimy zamienić kilka słów na osobności i się zorganizować. - oświadczyła. Ta kiwnęła głową.
- Tato, już mi lepiej i sądzę, że możemy iść już do domu. - odezwała niespodziewanie Agnes.
- Na pewno, córeczko? - spytał Nicolas.
- Tak.
- Dobrze. Porozmawiam z uzdrowicielem. - oświadczył.
- Pójdę z panem. Z pewnością Madle chciałaby także wracać do domu. Prawda, kochanie? - spytał Patrick.
- Tak, tato. Z chęcią stąd wyjdę. Mam dość szpitali... - oznajmiła, czym rozśmieszyła Scotta. - ...Agnes, przejdziemy się? - spytała Madle.
- Jasne. Mam dość leżenia jak na jeden dzień. - oświadczyła Agnes. Tym razem to Jessica się zaśmiała.
- Co im? - zdziwiła się Madle drapiąc się w ucho.
- Nie mam pojęcia. Musimy uważać. Za bardzo pokazałyśmy, że się przyjaźnimy. - zauważyła Agnes, gdy były na korytarzu.
- Nie pokazałyśmy. - zaprzeczyła Madle.
- Madle, musimy wymyślić jakąś historyjkę w jaki sposób się poznałyśmy lub dlaczego chcemy się poznać. - zasugerowała Agnes.
- Ale ja już wyjaśniłam przecież. "To samo przeżycie". Dziwnie i podejrzanie zachorowałyśmy zasypiając na kilka godzin. - wyjaśniła Madle.
- Słyszałam, że ty spałaś dłużej. Około 6 godzin. Mnie przywieziono trochę wcześniej. Zdążyłam się zapoznać z otoczeniem, gdy spadłam z roweru zjeżdżając z dużej górki. Uderzyłam potylicą w coś twardego. - wyjaśniła.
- Ja od razu pojawiłam się w Mungu. - oświadczyła Madle.
- Rozumiem. Więc co robimy? - zapytała.
- Przede wszystkim musimy się zorientować jakie są nasze rodziny. Po drugie jutro Harry idzie na Pokątną z Hagridem. Trzeba tam iść. - postanowiła Madle.
- Dobra, ale co z rodzicami i naszym rodzeństwem? Czy się zgodzą? - martwiła się Agnes.
- Zostaw to mnie. Chodź... - chwyciła ją za rękę i pobiegły do sali nr 16. Zastały tam obie rodziny. - ...Mamo, tato, państwo McGray czy mogę o coś poprosić? - zapytała Madle.
- A o co takiego, kochanie? - spytała jej matka.
- Chodzi o wypad na Pokątną. Czy możemy iść jutro rano na zakupy? - zapytała.
- No cóż, moglibyśmy. Jednak po co? - spytał jej ojciec.
- Bo tam będzie Harry Potter i jutro są jego urodziny... - wyjaśniła Agnes. - ...I jeszcze chciałybyśmy pójść tam same. Wystarczy, że nas tam zaprowadzicie i otworzycie przejście na Pokątną. - wyjąkała dziewczyna.
- Poradzimy sobie. - zapewniała ich Madle.
- Bardzo nam zależy na tym, by jutro tam iść. - prosiła Agnes.
- Kochana, ale ty już masz przecież rzeczy do szkoły. - przypomniała jej matka. Agnes przyjęła inną taktykę
- Ale, mamo, chcę iść z Madle na zakupy. Z pewnością ona nie ma jeszcze żadnych książek ani mundurka. Powiem jej gdzie co kupić. - oświadczyła.
- Hm, no dobrze, ale pójdziecie ze Scottem. - zaproponował pan McGray.
- Coo??? - jęknęli jednocześnie młodzi.
- Bez dyskusji. Pójdziecie ze Scottem i już. - upierały się ich matki.
- Inaczej się nie zgodzimy byście się przyjaźniły... - wtórował im pan Beckett. Obie dziewczyny miały bardzo zawiedzione miny. Westchnęły jednocześnie i skinęły głowami. - ...Dobrze, Madle teraz wracaj do sali. Ubierzesz się, po czym wracamy do domu. - oświadczył będąc już w progu sali. Reszta rodziny podążyli za nim. Madle musiała iść za nim. Pomachała ze smutkiem Agnes i wyszła. Wrócili do jej sali i tam się przebrała w normalne ubranie, po czym, za zgodą głównego uzdrowiciela, wyszli ze szpitala. Zeszli do recepcji i stamtąd deportowali się do domu. Madle chwyciła się rodziców jak i Jessica.
Pojawili się przed pięknym dużym domem przypominającym dwór. Madle była zachwycona nim rozszerzyła oczy z zachwytu.
- Siostra, coś się stało? - odezwała się Jessica.
- Co? Eee... nic. - odparła jąkając się.
- Więc chodź zamiast się gapić jak sroka w gnat. - oświadczyła jej siostra. Madle poszła za nią, która szła za rodzicami. Najmłodsza ratolość Beckettów musiała się zorientować z jakiej rodziny są. Jednak widząc po tym dworze stwierdziła, że musieli być czarodziejami lub jedno z rodziców musiało być bogate. I nie myliła się co do tego ostatniego. Wewnątrz było, jednym słowem mówiąc: wspaniale! Bogato zdobione framugi, dużo obrazów przedstawiających nieznanych jej ludzi, kilka zbroi i na domiar mało skrzat domowy pojawiający się tuż przed nimi.
- Witam, państwa z powrotem w domu. - odezwał się piskliwym głosem skłoniwszy się.
- Witaj, Miedziaczku. Zrób obiad dla nas. - nakazał mu pan domu.
- Oczywiście, panie. - i zniknął z pola widzenia.
- Dziewczynki, idźcie do swoich pokoi. Miedziaczek was zawoła. - powiedział mężczyzna.
- Dobrze, tato. - zawołały jednocześnie i skierowały się ku schodom.
Idąc korytarzem pierwszego piętra Madle zagadnęła do "siostry":
- Jesi**, czy mogę cię o coś poprosić? - spytała Madle.
- Jasne. O co chodzi? - spytała Jessica.
- Użycz mi swojej różdżki?
- Po co?
- Chcę użyć pewnego zaklęcia. - oświadczyła.
- Ale przecież ty nie znasz żadnych zaklęć. - zauważyła.
- To będzie nasz sekret. Nie ruszaj się. - nakazała Madle, gdy ta podała siostrze różdżkę, po czym wypowiedziała zaklęcie: - ...Imperio!... - poczuła jak przez jej ramię płynie prąd aż do różdżki. - ...Zaprowadź mnie do mojego pokoju... - nakazała. Jessica poprowadziła Madle piętro wyżej. Zatrzymały się w połowie korytarza. - ...Wchodź. - powiedziała.
- Nie mogę. - powiedziała.
- Dlaczego? - spytała.
- Tylko właściciel pokoju może otworzyć drzwi. - wyjaśniła.
- Rozumiem... - Madle chwyciła za klamkę i weszła do środka. Wnętrze pokoju było oszałamiające i typowo dla nastolatki. - ...Chodź. Opowiesz mi coś o rodzinie Beckettów... - nakazała jej Madle. Tak też Jessica zrobiła. Opowiedziała wszystko co wiedziała o swojej rodzinie. Madeleine dowiedziała się, że rodzina wywodzi się z rodu Ravenclaw i Gryffindor. Były jednak wyjątki, że brat ich ojca był w Slytherinie i służył ponoć Voldemortowi. - ...A ty w jakim jesteś domu? - spytała.
- W Ravenclawie. - odpowiedziała.
- Powiedz mi jakie były relacje między mną a resztą rodziny przed wypadkiem? - zapytała Madle.
- Byłaś sympatyczna i serdeczna. Wszyscy cię kochali. - oświadczyła Jesi.
- A kiedy dostałam tą broszkę i od kogo? - zapytała.
- Dostałaś od matki w dniu jedenastych urodzin, czyli w kwietniu. Ponoć ta broszka należała do narzeczonej Godryka. Umarła i tylko to po niej zostało. Ma przypuszczalnie jakąś moc. Zachował ją i uznano to za przedmiot zależący do niego. - wyjaśniła.
- Rozumiem. Czy jest tu jakaś mapa domu? Zgubię się. - spytała.
- Tak. Masz w szufladzie w szafce nocnej... - wyjaśniła. Madle poszła tam i rzeczywiście była tam. Machnęła różdżką i chwilę potem Jessica potrząsnęła głową i spojrzała na siostrę. - ...Co ja tu robię? - zapytała głupio.
- Obdarzyłaś mnie cennymi informacjami na temat naszej rodziny, siostra... - zaśmiała się Madle oddając jej różdżkę. - ...lecz jeśli komukolwiek powiesz co tu się stało to obiecuję, że, gdy się nauczę czarów dopiekę ci. Na razie cię ostrzegam, a nie grożę. - zaznaczyła. Jessica wyszła lekko obrażona.

~~*~~

Tymczasem w innej części kraju... Pewna Mugolska dzielnica...
        Agnes wraz ze swoją przybraną rodziną przybyli przed jednorodzinny dom. Dziewczyna zrozumiała, że jej rodzina jest pół Mugolska dopiero w momencie, gdy jej ojciec zaczął uprawiać czary. Mnin. Sprawił z pomocą różdżki, że naczynia, szklanki i sztuczce same polewitowały na stół. Kobieta za to nalała soku do szklanek. Scott pomógł rodzicom ustawiać jedzenie na stół.
- Agnes, co tak stoisz jak ten słup soli? Pomożesz nam? - spytał Scott.
- Co...? Ach tak, pomogę. - powiedziała biorąc pobliski pół misek z sałatką. Była całkowicie oczarowana magią i musiała się do tego przyzwyczaić, że jest pół krwi czarownicą. Jednak i tak musiała się dowiedzieć czegoś o swojej rodzinie, ale jak? Madle na pewno by coś wymyśliła. Co by tu zrobić by się dowiedzieć... - "No myśl, Agnes. Myśl!..." - mówiła do siebie w myślach. - "...Zaraz... Jest to świat Harry'ego Pottera! Więc muszę myśleć jak czarownica. Co to powiedział pan McGray: "mam już rzeczy do szkoły", więc mam też i różdżkę!..." - takie myśli krążyły w jej umyśle, ale gdy doszła do myśli o różdżce odłożyła to, co miała w ręku. Wyprostowała się i powiedziała w triumfie:
- No jasne! - i pobiega do swojego pokoju. Instynkt podpowiadał jej, gdzie on jest. Będąc piętro szukała odpowiednich drzwi. Zauważyła drzwi z dziwnymi naklejkami i tekstami takimi jak: "Won!" i "Młodszym siostrom wstęp wzbroniony!". Zdawało jej się, że Scott jej nie lubił, a ona była wredna zarówno dla niego jak i dla rodziny. Musiała to zmienić. Poszła dalej korytarzem. Przeszła obok sypialni rodziców, a dalej był jej pokój. Poznała po ładnie ozdobionym imieniu: "Agnes", a wokół były kwiaty oraz serduszka. Weszła do środka i aż ją zatkało, gdy zobaczyła wnętrze pokoju. Było jednym słowem: cudowne!


Wchodząc rozejrzała się poszukując swojego kufra. Stał tuż przy jej biurku. Miał inicjały A.M. Podbiegła do niego i otworzyła go. Zobaczyła tam wiele rzeczy. Szatę, księgi, fiolki, ingrediencje do eliksirów, kociołek, a przede wszystkim... różdżkę. Ujęła ją delikatnie w dłoni. Poczuła ciepło przepływającą z różdżki poprzez rękę aż do jej głowy. Poczuła podmuch wiatru. Czuła się jednością z tym przedmiotem. Przyjrzała się mu. Zastanawiała się jakiego zaklęcia mogłaby użyć. Już miała zajrzeć do kufra by wyjąć jedną z ksiąg, gdy przypomniała sobie tekst z pierwszej książki o Harrym: "Przypominamy wszystkim uczniom od jedenastego do szesnastego roku życia Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, że nie wolno używać magii poza szkołą. Grozi to upomnieniem z Ministerstwa Magii". Jeśli użyje magii w domu wywalą ją nim tam pójdzie. Postanowiła przejrzeć księgi i pouczyć się z nich.

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 2 - Biblioteka

       Od dnia, gdy Agnieszka i Magda się poznały na koncercie Ich Troje w Grodzisku Mazowieckim minęło dwa i pół roku. Zbliżały się wakacje oraz decyzja czy dziewczęta mogą spędzić czas razem.
       - Mamo, proszę cię!... - wołała Magda tydzień przed wyjazdem. - ...Niech Agnieszka przyjedzie na wakacje na naszą działkę w Jasiemcu! - błagała. Od tygodnia Magda wie, że jadą na wakacje i się pakują i nawet jej tata zabrał tam kilka rzeczy.
- Ależ kochanie, jej mama musi zgodzić się na to. Znasz Agnieszkę od ponad dwóch lat. Czy jesteś na tyle odpowiedzialna, że będziesz się nią opiekować? Bo wiesz, że ja i twój tata nie mamy zamiaru. - przestrzegła Karolina.
- Oczywiście, mamo! Będę jej strzegła jak oka w głowie. Powiedz tylko czy zgadzasz się by jechała z nami na wakacje? - spytała.
- Pod warunkiem, że jej rodzice się na to zgodzą. - odezwał czyjś głos za Magdy pleców. Ta obejrzała się i zobaczyła swojego tatę.
- No dobrze. Pojadę do niej... - i wyszła. Skierowała się na przystanek. Miała szczęście, że dostawała co miesiąc kieszonkowe. Poszła prosto na przystanek autobusowy by nim pojechać do Grodziska. Przyjechał po piętnastu minutach. Gdy zapłaciła usiadła i czekała aż dojedzie na miejsce.
       Na miejsce zajechała po około trzydziestu minutach. Stamtąd poszła na postój taksówek.
- Dzień dobry. Czy może mnie pan zawieść na Marszałkowską 12a? - spytała.
- Oczywiście. Proszę wsiadać. - powiedział kierowca, więc wsiadła do taksówki i ruszyli. Dojechali na miejsce po pięciu minutach.
- Dziękuję panu. Oto zapłata. - podała mężczyźnie dwadzieścia złotych i wyszła. Gdy taksówka odjechała zadzwoniła na domofon.
- Słucham? - odezwał się głos w głośniku.
- Dzień dobry. Tu Magda Matuszewska. Czy mogę wejść? Chciałabym zamienić kilka słów z panią Klarą i Agnieszką. - oświadczyła.
- Proszę wejść. - powiedział głos, a chwilę potem usłyszała dziwne pikanie i otworzyła furtkę. Weszła na podwórko i skierowała się do domu. Gdy po chwili stanęła przed drzwiami domu Kraszewskich otworzył jej młody chłopak. Miał on ciemne krótkie włosy i ciemnozielone oczy.


Znała go. Był to Bartek. Młodszy brat Agnieszki.
- Cześć, Bartek. Jest twoja siostra i rodzice? - spytała.
- Tak. Wejdź... - zaprosił ją. Zdjęła buty i weszli oboje do środka. - ...Mamo, mamy gościa! - zawołał na cały dom.
- Bartek, nie tak głośno! - jęknęła Magda zakrywając sobie uszy. - "Co za bezpośredni..." - pomyślała jednocześnie. - "...i głośny. Uszy mi pękną jeśli jeszcze raz tak będzie krzyczał"
- A kto przyszedł?... - spytała, a widząc Magdę uśmiechnęła się. - ...Och! Madzia. Jak miło cię widzieć. Bartek idź proszę po Agnieszkę. - poprosiła.
- Dobrze, mamo... - westchnął.
- Madziu napijesz się? - spytała Klara.
- Tak, chętnie... - odpowiedziała. Kobieta zaprowadziła dziewczynę do salonu, a chwilę potem weszła tam Agnieszka. - ...Aga!... - zawołała tuląc ją. - ...Super cię widzieć! - zawołała na jej widok.
- Magda, w jakiej sprawie przyszłaś, że nie mogłaś po prostu zadzwonić? - spytała pani Kraszewska.
- No cóż, za kilka dni ja wraz z rodzicami jadę na wakacje na całe dwa miesiące i pomyślałam sobie czy nie zgodziłaby się pani oraz pani mąż na to by Aga pojechała z nami na wakacje na moją działkę? Oczywiście uzgodnimy na ile pojedzie. Będę się nią opiekować, zagwarantujemy jedzenie, lokum i bezpieczeństwo. Mama powiedziała, że się zgodzi jeśli wy się zgodzicie. - oświadczyła Magda.
- A gdzie jest ta działka? - spytała Klara.
- Niedaleko Grójca, w Jasiemcu. Pytanie brzmi: czy się zgadzacie, by Agnieszka jechała z nami? - rozejrzała się i zobaczyła przyjaciółkę i kontynuowała. - ...Bardzo nam, mnie i Adze zależy, by nie było to kilka godzin, czy weekend, ale przynajmniej, powiedzmy dwa-trzy tygodnie. Zgadzasz się ze mną, Aga? - spytała się jej. Ta popatrzyła na nią z uśmiechem i skinęła z entuzjazmem głową.
- Rozumiem. Cóż, mogę naradzić się z mężem? - spytała. Agnieszka i Magda popatrzyły na siebie.
- Ile to potrwa? - spytała Magda.
- Około dwóch godzin.
- Dobrze. My tymczasem przejdziemy się. Aga, chodź. - powiedziała.
- Nie odchodźcie za daleko. - prosiła ich pani Kraszewska.
- Dobrze, proszę pani. - powiedziała. Chwyciła przyjaciółkę za rękę i wybiegły z domu.
       Agnieszka oprowadziła rudą po okolicach Grodziska. Poszły nawet do McDonald'sa. Godzinę później przechodziły obok publicznej biblioteki. Aga zatrzymała się i wyciągnęła swój paszport. Pokazała przyjaciółce na nim litery, które ułożyła w zdanie: "Chodź, chcę ci coś pokazać w bibliotece".
- A co takiego? - spytała Magda. Agnieszka ciągnęła ją do biblioteki dając jej do zrozumienia, że się przekona na miejscu. Nie mając wyjścia poszły tam razem. Aga najwyraźniej znała bibliotekę, więc podeszła do bibliotekarki i pokazała coś na paszporcie pytając o coś. Kobieta spojrzała na nią chwilę, po czym odparła:
- Czwarty rząd, druga półka. Idźcie do końca korytarza w tamtą stronę. - powiedziała pokazując w lewo. Agnieszka pomachała kobiecie, po czym chwyciła Magdę za rękę i pociągnęła w wyznaczone miejsce. Po kilku chwilach znalazły się na miejscu. Agnieszka odszukała jakąś książkę i okazało się, że była to książka, gdzie były wszystkie informacje z siedmiu tomów o Harrym Potterze.
- Chciałaś mi ją pokazać?... - spytała. Dziewczyna skinęła głową. - ...Świetna. Naprawdę!... - zachwyciła się. - ...Może i ja coś znajdę?... - zastanawiała się na głos. Aga trąciła ją ponownie by spojrzała na paszport. Pokazała litery. Przeliterowała je w zdanie: "Co takiego?". Magda uśmiechnęła. - ...Może coś na temat muzyki...?... - powiedziała chichocząc. - ...Idę poszukać. - więc poszła wgłąb biblioteki. Szukała długo, ale nic nie znalazła, nawet z pomocą bibliotekarki. Szła dalej aż znalazła się w dziwnym sektorze, gdzie nie było w ogóle ludzi. Było tu ciemniej niż w grobie. Jedynym oświetleniem były świece z wosku. Po kilku krokach Magda zauważyła, że na stołach leżą pióra i pergaminy. Zdawało jej się, że ktoś ją obserwuje i coś ją ciągnęło jeszcze bardziej w głąb biblioteki. - "Czy ten korytarz nie ma końca?..." - pomyślała.
       Nie wiedziała ile minęło czasu odkąd weszła w ten korytarz, ale była pewna, że błądzi tu od kilku godzin. Nagle zauważyła jakieś słabe światło. Przyspieszyła kroku. Stanęła w miejscu, gdzie zobaczyła owe światło. Okazało się, że źródłem była... książka. Ta jednak była jakaś inna. Wyglądała na księgę i to dość starą. Świeciła jakby własnym jasnym blaskiem. Przyciągała nim. Wokół niej jarzyła się biała poświata. Magda wabiona blaskiem księgi zdjęła ją z półki i nagle coś się stało. Poczuła się jakoś inaczej. Czuła w mózgu ulgę, a jej uszy przestały ją boleć. Lepiej słyszała.
- Co się dzieje? - spytała w przestrzeń.
- "Właśnie sprawiłam, że wyzdrowiałaś, Magdaleno" - rozległ się nieznany kobiecy głos.
- Kto to mówi? Gdzie jesteś?... - zapytała. Nagle z księgi wyłoniła postać kobiety o blond włosach i szarych oczach.



- ...Matko Jedyna! Joanne Katrine Rowling! Autorka powieści o młodym czarodzieju! - pisnęła dziewczyna.
- "Zgadza się. To ja. Mam dla ciebie i twojej przyjaciółki propozycję nie do odrzucenia" - oświadczyła prosto z mostu. Magda zdziwiła się trochę. - "...Skąd ona zna język polski?" - jednak bardziej od tego interesowała ją ta propozycja.
- Co to za propozycja? - spytała.
- "Spójrz najpierw na tytuł księgi, którą trzymasz" - poprosiła. Magda spojrzała na księgę i przeczytała tytuł:
- "Nie ujawnione sekrety i tajemnice ze świata Harry'ego Pottera – Co kryje się w ich sercach?" autorstwa J.K. Rowling! Rety... Pani ją napisała? - spytała Magda.
- "Tak. I przypłaciłam to życiem ze strony magii, gdyż wyjawiłam tajemnice zwykłym ludziom. Jednak mogę podróżować w czasie i przestrzeni poprzez niepozorne przedmioty. Jeden z nich masz w ręku. Dzięki tej księdze możesz wraz z przyjaciółką przenieść się do świata, który stworzyłam. Do świata Harry'ego Pottera" - oświadczyła. Magda była uradowana.
- Jak mam z niej korzystać? - zapytała.
- "Tym to ja się zajmę. Teraz znajdź przyjaciółkę i sprowadź ją tutaj. Pamiętaj: nikt nie może was zobaczyć" - wyjaśniła.
- Dobra. - i pobiegła korytarzem uśmiechnięta od ucha do ucha.
       Wędrówka krętymi korytarzami trwała około piętnastu minut aż w końcu znalazła Agnieszkę.
- Aga, znalazłam naprawdę super książkę! Bierz rzeczy i chodź ze mną! Szybko!... - zawołała. Nie czekając na pytania przyjaciółki wzięła jej paszport i włożyła do jej torby. Pobiegły w głąb biblioteki nie zwracając uwagi na innych. Po kilku minutach znalazły się w miejscu, gdzie Magda znalazła księgę. - ...Pani Rowling, jest tu pani? - spytała Magda. Chwilę potem z cienia wyszła blondynka.
- "Tak, jestem. To twoja przyjaciółka?" - odezwała się.
- Tak, proszę pani. - odparła.
- "Czy opowiedziałaś jej o mojej propozycji?" - spytała J.K.
- Ee... Nie. - przyznała się lekko rumieniąc się.
- "To opowiedz." - nakazała.
- Aguś, słuchaj. Szłam korytarzem szukając książki o muzyce, ale coś mnie prowadziło do tego korytarza aż zobaczyłam światło. Podążyłam za nim i trafiłam tutaj. Okazało się, że tym światłem była ta księga. Została ona napisana przez panią Rowling. Tytuł brzmi: "Nie ujawnione sekrety i tajemnice ze świata Harry'ego Pottera – Co kryje się w ich sercach?". Pani Rowling powiedziała, że gdy wyjawiła tajemnice zwykłym ludziom przypłaciła to życiem ze strony magii. Nie wiem jak, Aguś... - dodała, gdy ta spytała: "Jak?". - ...Jedno jest pewne: Zaproponowała nam podróż między wymiarowo-czasową do świata magii, a dokładniej do świata Harry'ego. Poza tym, gdy dotknęłam księgi poczułam coś w mózgu i w uszach. Wyjaśniła mi, że właśnie mnie wyleczyła. - pisnęła z zachwytu. Agnieszka patrzyła na księgę, a potem spojrzała na kobietę, następnie wyciągnęła swój paszport i zadała pytanie: "Czy, gdy wezmę do rąk księgę to będę mogła mówić?". Pani Rowling uśmiechnęła się i odparła:
- "Nie tylko. Jak to się mówi: magia ma swoją cenę. Wyzdrowiejesz całkowicie, ale i wy będziecie musiały dla mnie coś zrobić." - odparła.
- Co takiego? - zapytała Magda.
- "Jeśli się zgodzicie na podróż do świata magii nie tylko wyzdrowiejecie, ale też zostaniecie obdarzone czarodziejskimi zdolnościami." - oznajmiła pani Rowling.
- A co z rzeczami szkolnymi? - spytała Magda.
- "Dostaniecie na miejscu niezbędne rzeczy do szkoły. Oczywiście musicie się inaczej nazywać i wyglądać, to uzgodnimy później, jeśli się oczywiście zgodzicie..." - wyjaśniła. Agnieszka popatrzyła na kobietę i pokazała na swoim paszporcie: "Jaki jest haczyk?" - "...Jeżeli przynajmniej jedna z was nie dotrzyma słowa to zapomnicie o wszystkim co przeżyłyście w tamtym świecie. Dodam jeszcze, że na powrót będziecie chore i wrócicie do szarego normalnego życia." - oświadczyła.
- Jakie stawiasz warunki? - spytała Magda naradzając się wcześniej z Agnieszką.
- "Moim warunkiem jest to, że nie możecie za dużo mówić postaciom z książki co się z nimi stanie. Żadnym!..." - podkreśliła. - "...Możecie im pomagać, w niektórych sytuacjach, mówić nie które rzeczy, ale nie mówić co się stanie z nimi w przyszłości lub z kimś, a także co się stanie w Hogwarcie. Muszą sami tego doświadczyć. Możecie ich tylko naprowadzać na tropy. Np. komu mogą ufać a komu nie. Gdzie szukać, ale nie bezpośrednio. Obserwujcie ich" - wyjaśniała im.
- Rozumiem... Chyba muszę się zgodzić, ale będzie to dla mnie trudne... - speszyła się Magda.
- "Dlaczego?..." - zapytała pani Rowling. Agnieszka podeszła do kobiety i pokazała litery na paszporcie: "Bo ona tak uwielbia Harry'ego Pottera, że nie może się pohamować i mówi o wszystkim co wie o nim każdemu. Jak zacznie to nie przestanie". Wyjaśniła Agnieszka. - "...Rozumiem. A ty?..." - spytała J.K. "Ja potrafię dotrzymać słowa i obiecuję, że dopilnuję, by nie mówiła za dużo". Oświadczyła. - "...Dobrze. Magdaleno, odłóż księgę..." - poprosiła kobieta. Dziewczyna tak zrobiła. - "...Agnieszko, teraz ty weź ją do ręki. Połóż jedną rękę na okładce" - doradziła. Czarnowłosa zrobiła to, o co ją prosiła kobieta. Wzięła niepewnie w jedną rękę księgę a drugą położyła na okładce. Niespodziewanie powiał lekki wiatr, który ulokował się wokół jej szyi, ręki, oczu i nogi. Było to tak niespodziewane, że Magda odsunęła się, a Agnieszka zamknęła oczy. Podczas tego całego procesu uniosła na kilka stóp. Chwilę potem opadła łagodnie na podłogę. Gdy wiatr ustał Magda spytała:
- Agnieszka, wszystko w porządku? - zapytała zmartwiona. Młoda kobieta zamrugała kilka razy oczami, spojrzała na prawą rękę, a potem nogę, a na końcu dotknęła gardła. Spojrzała na panią Rowling.
- "Nie mogłaś nic powiedzieć od urodzenia oprócz słowa "Nie". Teraz możesz. Śmiało, powiedz coś" - zachęcała ją kobieta.
- Ja... - zaczęła ochrypłym głosem. - ...moje oczy... noga... ręka... mój głos! Ja mówię!! Matko! Ja mówię!!! Muszę o tym powiedzieć mamie! - zawołała. I już miała pobiec korytarzem, gdy kobieta ją zatrzymała chwyciwszy za rękę.
- "NIE! Nie możesz!..." - zawołała z przestrachem kobieta. - "...Pamiętaj co mi obiecałyście. Teraz nie ma odwrotu. Musicie dotrzymać umowy..." - przypomniała im pani Rowling. Obie dziewczyny zwiesiły głowy z dezaprobaty. - "...Agnieszko, odłóż księgę na blat. Wyobraźcie sobie wygląd jaki chcecie przybrać oraz tożsamość jaką chcecie mieć: imię i nazwisko, resztę ja załatwię. No tak, jeszcze jedno: kiedy dokładniej chcecie się zjawić?" - spytała.
- Em... - zamyśliła się Agnieszka. - ...Przede wszystkim w czasy Harry'ego. - oświadczyła.
- Właśnie. Np. na stacji w Hogsmeade. - zaproponowała Magda.
- "Hm...Wyślę was trochę wcześniej. Pojawicie się dzień przed jedenastoma urodzinami Pottera w gronie rodziny, którą wam sama stworzę. W końcu musicie gdzieś mieszkać. Powiedzcie mi jak chcecie się nazywać?" - spytała na koniec. Obie dziewczyny popatrzyły na siebie zaskoczone tymi informacjami, a potem pomyślały.
- Ja chcę się nazywać Madeleine Beckett. A ty Aga?
- Zawsze mi mówiłaś, że odpowiednik Agnieszki to Agnes, więc w Anglii będę mieć na imię Agnes, ale nie znam angielskich nazwisk. Pomożecie mi? - prosiła.
- "Hm..." - myślała Jo. - "...Może Thomson?" - zasugerowała.
- Nie. Tak ma na nazwisko jedna z aktorek grających od trzeciej części... - zaprzeczyła Magda. - ...Hm... Może McGray? Agnes McGray... - zasugerowała. - ...Gdzieś słyszałam to nazwisko i mi się podoba. Proszę panią, jak z Agą się rozpoznamy skoro będziemy mieć inny wygląd? - spytała. Kobieta popatrzyła na nie w zamyśleniu przez chwilę.
- "Czy macie coś co dałyście sobie na znak przyjaźni?" - zapytała.
- Cóż, kiedyś dałam Magdzie bransoletkę. - odparła Agnieszka.
- A ja Agnieszce korale własnoręcznie przeze mnie robione. - wtrąciła się do jej zdania Magda.
- Zgadza się. - przyznała jej rację Agnieszka.
- "Hm... Mam pomysł. Dam wam wisiorki, które w czarodziejskim świecie będą otrzymywane z pokolenia na pokolenie. Wasi rodzice, którzy was będą wychowywać w Anglii dadzą wam je w pewnym okresie życia. Każdy będzie je widzieć, ale tylko wy zobaczycie to, co jest wam bliskie. Inaczej mówiąc dzięki nim otrzymacie moc i zdolności. Będziecie szybciej i lepiej skupiać się na lekcjach. Staniecie się animagami, będziecie umieć Telepatię, Oklumencję i Legilimencję. Żaden czarodziej nie będzie mógł wami zawładnąć dzięki zaklęciu Imperius, a zaklęcie Cruciatus nie będzie na was działać jakby byście były na nie uodpornione. Poczujecie tylko przyjemne mrowienie" - oświadczyła.
- Czyli będziemy na nie odporne? - zapytała Magda.
- "Tak. Więc jak? Gotowe na podróż w czas i przestrzeń?" - zapytała. Obie spojrzały na siebie uradowane i z uśmiechem na twarzy zawołały równocześnie:
- Tak!
- "Więc zapraszam..." - machnęła ręką i chwilę potem pojawił się wirujący w powietrzu portal. Magda i Agnieszka chwyciły się jednocześnie za ręce i już miały iść, gdy pani Rowling się odezwała: - "...Dziewczęta, po przekroczeniu tych wrót pamiętajcie jaka będzie wasza tożsamość i zapamiętajcie ją. Przechodząc przez portal wyobraźcie sobie swoje wyglądy resztą ja się zajmę. No tak, jeszcze jedno. Magda, będziesz mieć starszą o trzy lata siostrę. Za to ty, Agnieszko starszego brata o rok. Tylko się nie bójcie i nie bądźcie zdezorientowane oraz nie panikujcie. Pamiętajcie też, że od teraz musicie się na nowo poznać. Tam, gdzie was wysyłam będą obie rodziny i jeśli choć jedna z was nawali wrócicie obie z powrotem. No tak, zapomniałabym. Za żadne skarby świata nie możecie powiedzieć kim naprawdę jesteście postaciom, bo to automatycznie przeniesie was tutaj. Rozumiecie?" - przestrzegła ich kobieta.
- Rozumiemy, pani Rowling... - powiedziała Agnieszka. - ...Prawda, Magda? - spytała się przyjaciółki.
- Tak, oczywiście. Rozumiem. Obiecuję... - powiedziała Magda. - ...Mam jeszcze prośbę. Czy może pani sprawić byśmy znały każdy język świata, a szczególnie angielski, bułgarski i francuski? - poprosiła Magda.
- "Dobrze. Tak zrobię. Idźcie i powodzenia. Będę mieć na was oko" - oświadczyła. Chwilę potem obie dziewczyny przeszły przez portal, a moment potem oczy zaczęły im się kleić i upadły. Ostatnie co zobaczyły to białe światło i coś na kształt pokoju...

Rozdział 1 - Pierwsze spotkanie

        Czekała około dziesięć minut. Na szczęście pani Matuszewska dała zdjęcie Magdy, więc mogła przynajmniej się zorientować jak wygląda. W końcu zajechał autobus z napisem "Grodzisk Mazowiecki". - "To pewnie ten" - siedziała nadal w samochodzie czekając aż wyjdzie Magda. Po chwili zauważyła ją. Spostrzegła, że wodzi wzrokiem dookoła szukając kogoś. Wyszła i podeszła do niej trzymając przed sobą jej zdjęcie upewniając się, że to ona.
- Czy ty jesteś Magdalena Matuszewska? - spytała kobieta podchodząc do niej. Młoda kobieta spojrzała na nią lekko zdziwiona, ale odpowiedziała:
- Tak, to ja. A pani? - spytała taksując ją od stóp do głów. Była to ciemnowłosa kobieta o długich włosach około 40-stki i czarnych oczach.



- Jestem Klara Kraszewska. Miło mi... - wyciągnęła do niej rękę. Magda także uścisnęła jej rękę na przywitanie. - ...Rozmawiałam z twoją mamą i poprosiła mnie bym cię zawiozła na koncert Ich Troje. Mam się tobą zaopiekować, gdyby coś się stało. - oświadczyła.
- Ależ nie musi pani. Poradzę sobie na koncercie. Wystarczy, że mnie pani tam zawiezie. - powiedziała skromnie Magda machnąwszy równie skromnie ręką. Zamieniły jeszcze kilka słów na temat, o której się spotkają, potem wsiadły do samochodu pani Klary.
- Proszę panią? - odezwała się po pięciu minutach Magda.
- Tak? - spytała.
- Czy może mi pani powiedzieć coś o pani córce Agnieszce? - poprosiła.
- A skąd wiesz, że mam córkę? - zapytała pani Kraszewska spojrzawszy na nią z ukosa, gdy ta siedziała na przednim siedzeniu.
- Bo mama wspomniała mi, że ma pani córkę, i że pokaże mi pani jej zdjęcie. Mamy się obie spotkać na tym koncercie. - wyjaśniła.
- Ach tak. Coś Karolina napomniała o tym. Wspomniała, że nie masz przyjaciół w Błoniu, że interesujesz się Harrym Potterem, słuchaniem muzyki i śpiewem. - powiedziała.
- Zgadza się. - potwierdziła Magda.
- Agnieszka kocha słuchać piosenek o miłości, szczególnie Patrycję Markowską, Paullę, Sylwię Grzeszczak, a także Ich Troje. Powie ci o tym, gdy się spotkacie, ale muszę cię uprzedzić o czymś. - dodała, gdy zauważyła, że dziewczyna się uśmiecha na wzmiankę o Potterze i zespole Ich Troje.
- O czym?
- Agnieszka od urodzenia nie mówi, ma problem z jedną nogą i ręką, a także ma krótki wzrok. Ma za to dobrą pamięć i słuch. Posługuje się tzw. Paszportem Komunikacyjnym, z którym się nie roztaje. Są w nim zawarte podstawowe informacje na jej temat. Musisz przeczytać je. Na końcu jest alfabet podobny do klawiatury. By się z nią porozumieć wystarczy, że ona będzie literować słowa. Trzeba być bardzo cierpliwym i domyślać się co ona ma na myśli. Wszystko jest napisane w paszporcie. Myślę, że to wszystko na jej temat. - oświadczyła.
- To smutne. Postaram się jej pomóc. - powiedziała.
- Ale kto tobie pomoże? Przecież jesteś chora na padaczkę. - zauważyła kobieta.
- Wiem... Ale radzę sobie. Będziemy sobie z Agnieszką pomagać nawzajem. Jeśli by coś działo mam na nadgarstku bransoletkę z informacjami o sobie i do kogo zadzwonić. Czy w paszporcie Agnieszki są jakieś telefony? - zapytała.
- Tak, są. - odpowiedziała.
- Dobrze. Mieszkacie niedaleko? - zapytała.
- Tak. - odparła pani Klara.
- To jakby co, poproszę by zadzwonić do pani i wysłać do was, gdyż do mnie jest za daleko. - zaproponowała.
- Możemy się tak umówić... - oznajmiła Klara. Zajechały już w miejsce, gdzie miał się odbyć ów koncert. Wyszły i skierowały się ku kasjerowi, przed którym stała nie duża kolejka. Zbliżał się czas początku koncertu - ...Dobrze, tu cię zostawiam. Pewnie koncert będzie trwał kilka godzin. Będę u znajomej, która mieszka nie daleko. Jakby co, daj znać. Dobrej zabawy. - pożegnała się i poszła, a Magda pobiegła do kolejki wyjmując kupiony wcześniej bilet.
Gdy po pięciu minutach nastała jej kolej dała kasjerowi bilet, a ten go skasował i weszła. Pobiegał zająć jakieś wolne miejsce z przodu podium.

~~*~~

        Pierwsza połowa koncertu trwała półtorej godziny. Było fantastycznie. Michał, Jacek i Marta byli świetni! Śpiewali wiele znanych wszystkim piosenek, a także nowe.
- Za pół godziny zespół Ich Troje wrócą. Przez ten czas zapraszam wszystkich do bufetu po prawej stronie. - powiedział prowadzący. Tak też zrobiła Magda. Miała okazję poszukać Agnieszki. Pewnie była zmęczona staniem. Nie wiedziała jednak od czego zacząć.
       Rozglądała się przez najbliższe piętnaście minut poszukując dziewczyny. Jej wzrok padł na mikrofony na podium.
- To jest myśl!... - zawołała pstryknąwszy palcami. Przeskoczyła zwinnie przez barierkę i podeszła do podium. Przywołała chłopaka, który majstrował przy jakimś urządzeniu. - ...Proszę pana! Może pan pomóc? - zawołała cicho. Ów chłopak spojrzał na nią i podszedł.
- O co chodzi? - zapytał trochę niegrzecznym tonem.
- Słuchaj, szukam tej dziewczyny... - tu pokazała zdjęcie. Nazywa się Agnieszka Kraszewska. Jest gdzieś w tłumie. Miałam się z nią spotkać na koncercie. Czy mogę cię prosić byś przez mikrofon ją tu przywołał i powiedział, że Magdalena Matuszewska jej szuka? Będzie wiedzieć o kogo chodzi. - poprosiła. Chłopak trochę się wahał, ale pochwycił mikrofon, włączył go i powiedział do niego:
- Uwaga, uwaga! Mam pewną informację. Niejaka Magdalena Matuszewska szuka Agnieszki Kraszewskiej i wzywana pod podium. Czy w tłumie jest Agnieszka Krajewska? - zapytał chłopak.
- Agnieszka jest nie mową... - szepnęła Magda. Po dwóch chwilach ktoś wystąpił z tłumu. Była to krótkowłosa dziewczyna o ciemno brązowych włosach i piwnych oczach.


- ...Dziękuję panu... - powiedziała i przeskoczyła przez barierkę stanąwszy tuż przed dziewczyną. - ...Witaj. Jestem Magda Matuszewska. Ty zapewne jesteś Agnieszka Kraszewska?... - spytała. Młoda kobieta skinęła głową. - ...Rozmawiałam z twoją mamą i wyjaśniła mi, że nie mówisz oraz mam się zapoznać z paszportem, który nosisz ze sobą... - Dziewczyna uśmiechnęła się i wyjęła go, po czym podała go jej. Magda przejrzała go, a po chwili także się uśmiechnęła. - ...Już rozumiem. Musimy... - tu urwała, bo prowadzący nagle się odezwał:
- Zapraszam tu wszystkich! Czas na drugą część koncertu!... - tłum oszalał i zbliżył się do podium prawie miażdżąc nasze bohaterki. - ...Oto zespół Ich Troje! Michał, Jacek i Marta! - zawołał. Chwilę potem na scenę weszło troje osób i zaczęli śpiewać piosenkę "Gwiazdor".
       Koncert skończył się piosenką "Kochaj mnie, kochaj". Obie poszły coś zjeść i się napić. Potem Magda zadzwoniła po mamę Agnieszki, by je zawiozła do domu Kraszewskich. Pobyły tam jeszcze kilka godzin, by się jeszcze poznały. Jak mówiła pani Klara rzeczywiście Agnieszka była fanką Harry'ego. Miała kilka plakatów, książki wszystkie siedem tomów, a także filmy. Co do muzyki miała nie tylko piosenki Ich Troje, ale multum utworów Pauli, Patrycji, Dody, Sylwii i wiele, wiele innych wykonawców, których Magda nie lubiła. Jednak by nie urazić nowej koleżanki musiała zaakceptować to, co lubi i odwrotnie. Jedno było pewne: obie uwielbiały HP oraz piosenki Ich Troje. Poza tym Magda bardzo współczuła Agnieszce, że nie może mówić, za to Agnieszka współczuła, że Magda zmaga się z chorobą od dziecka. Magda musiała coś zrobić, by jej nowa znajomość mogła mówić, ale nie wiedziała co może jej pomóc.

Los jednak będzie łaskawy dla tych dziewcząt i sprawi, że ich marzenia choć trochę uśmierzą ból oraz się spełnią.

czwartek, 7 marca 2013

Wstęp

        Był maj. Pewna dziewczyna o kasztanowych włosach i zielonych oczach



szykowała się właśnie na koncert swojego ulubionego zespołu Ich Troje, który miał się odbyć w Grodzisku Mazowieckim o 19:00. Dowiedziała się o tym dwa tygodnie temu i ubłagała rodziców, by pozwolili jej jechać samej na ten koncert, ale i tak nie zgodzili się by była tam sama. Więc uzgodnili, że pojedzie sama do Grodziska, a odbierze ją znajoma jej mamy i zawiezie na miejsce.
- Wychodzę, mamo! - zawołała zakładając buty.
- Madzia, zaczekaj. Muszę cię powiadomić, że podobno córka Klary także lubi ten zespół i będzie tam. Musisz tylko ją odszukać. - zakomunikowała.
- Ale, mamo nie wiem jak ona wygląda. - marudziła dziewczyna.
- Powiedziałam Klarze, że da ci jej zdjęcie. - oznajmiła.
- A wiadomo jak ta jej córka ma na imię? - spytała Magda.
- Agnieszka Kraszewska... - odparła. - ...Tu masz pieniądze na bilet i trochę więcej, gdyby ci się chciało jeść lub pić. Weź też polar, gdyby zrobiło ci się zimno i uważaj na siebie. Weź też leki oraz telefon. Daj znać, gdyby coś działo i potrzebowała pomocy. - mówiła jej matka.
- Mamo, przesadzasz. Będę uważać. Obiecuję i na pewno będę się także dobrze bawić. - oświadczyła i wyszła machając matce ręką. Wybiegła z mieszkania i pobiegła ile sił w nogach na przystanek, który mieścił się po drugiej stronie miasta.
        Dotarła na miejsce po dziesięciu minutach z lekką zadyszką.
- Zdążyłam! Uff!!!... - powiedziała ocierając pot z czoła wchodząc do autobusu. Gdy nadeszła jej kolej na zapłacenie powiedziała: - ...Pierwsza grupa, do Grodziska. - i zapłaciła. Następnie usiadła na jednym z wolnych miejsc. Zastanawiała się jak ta Agnieszka wygląda.

~~*~~

Trochę później... W Grodzisku Mazowieckim... W jednym z domów...
        - Agnieszko, pospiesz się. Nie długo musisz iść na koncert... - mówiła jej mama. Ta pokiwała głową ubierając się pospiesznie. - ...Nie zapomnij swojego paszportu!... - przypomniała jej. Dziewczyna znowu kiwnęła głową pokazując go. Po około pięciu minutach Agnieszka była wyszykowana. - ...Gotowa? - spytała jej matka.
- Hm. - odparła.
- Dobra. Idziemy. Zawiozę cię na koncert, potem muszę po kogoś jechać... - poinformowała ją matka. Agnieszka pokazała na paszporcie: "Po kogo?" - ...Po córkę mojej znajomej... - wyjaśniła widząc o co pyta. - ...Przyjeżdża z Błonia. Mam ją odebrać z przystanku autobusowego i także zawieść na ten koncert. Przyjedzie trochę później. - wyjaśniła Klara. Jechały już samochodem w miejsce, gdzie miał się odbyć koncert Ich Troje. Agnieszka była trochę zdziwiona tym co powiedziała jej matka, ale i szczęśliwa, że może poznać fankę jednego ze swych ulubionych zespołów. Nachyliła się nad matką i pokazała litery na paszporcie, które ułożyło się w zdanie: "Czy będę mogła ją poznać?" - ...Cóż, rozmawiałam z jej mamą i przekonała mnie bym pokazała jej córce twoje zdjęcie. Ma cię odszukać w tłumie fanów. - Młodą kobietę uradowało to. Teraz musiała poczekać na nią. Musiała też pokazać jej swój paszport, by przeczytała go i zapoznała się z nim.
        Gdy pani Kraszewska zawiozła swoją córkę na koncert pojechała na przystanek autobusowy.

Powitanie

Witajcie.
Jestem Magda i jestem jedną z bohaterów tego opowiadania. Będę tu opisywać przygody pięciu bohaterów. Pierwsze dwie przyjaciółki przyjaźnią się od pięciu lat. Spotykają trzecią i także się zaprzyjaźniają. Często się spotykają, a ich rodziny zaprzyjaźniają.
Początek historii jest oparta na faktach (choć nie do końca), ale dalsza na fikcji, gdyż tak, jak w linku opowiadania jedna ma na imię Agnes - co w tłumaczeniu z angielskiego na polski oznacza Agnieszka, druga Madle co w tłumaczeniu z angielskiego na polski oznacza Magda, a trzecia Yvonne co w tłumaczeniu (nie wiem w jakim, ale gdzieś słyszałam, że tak jest) na polski oznacza Iwonę. Pojawia się jednak czwarty bohater opowiadania, który ma na imię Richard, co w tłumaczeniu z angielskiego na polski oznacza Ryszarda. Piąty bohater jest rzecz jasna wymyślony przeze mnie i na imię mu Aidrene, co z angielskiego na polski oznacza Adrjana.
Opowiadanie zaczyna się w Polsce w mieście Brwinów. Jedna ma padaczkę i trochę problemu ze słuchem, druga nie mówi, kuleje na jedną nogę, ma krótki wzrok i problem z prawą ręką. Trzecia jeździ na wózku inwalidzkim. Wspólną pasją dziewcząt jest muzyka. Dwie pierwsze kochają ogólnie wszystko o Harrym Potterze, szczególnie Magda. Druga pragnęłaby po prostu mówić, a także śpiewać, trzecia zaś pisać książki i chciała by po prostu chodzić. Za to Richard kocha się w Magdzie odkąd poznał ją przez internet.
Gdy Magda wraz dziewczynami wyruszyły do innego wymiaru zaczął maniakalnie jej szukać po całym świecie aż w końcu wyruszył do domu Magdy w Błoniu koło Warszawy i spotkał tam pewną blond włosą kobietę.

Postanowiłam napisać tutaj opowiadanie o nas. O mnie, Agnieszce, Iwonie, Ryszardzie i Adjanie jak przenosimy się do świata HP.
Co z tego wszystkiego wyniknie? Czy nam uda się zrealizować nasze marzenia? Przekonamy się! ;)
Więcej w dalszych notkach.
Ala Matrona